poranki w dni pełne deszczu (takie jak dziś) są dla marzycieli. w ciepłym swetrze w kolorze pudrowego różu, z malutkim wazonem piwonii, z Atlasem wysp odległych i najlepiej z kubkiem ciepłej kawy (z mlekiem) albo kakao. wyszło na to, że marzyciel to ja.
piątek, 17 czerwca 2016
wtorek, 14 czerwca 2016
ministerstwo głupich min jest nasze!
co roku powtarzam sobie, że w moim wieku, to już może nie powinnam hucznie świętować urodzin. że bez tortu się obejdzie. że wcale nikt nie musi odśpiewać głośnego 'sto lat' żeby ten dzień zaliczyć do udanych. ale później i tak okazuje się, że za mocno lubię robić rabarbarową lemoniadę, piec cytrynową tartę, kroić sałatkę, robić kanapki i oklejać imionami kubeczki. okazuje się też, że zbyt mocno lubię hałas rozmów przyjaciół w naszym domu. a urodziny to jednak fajny pretekst żeby robić to co się lubi!
czwartek, 9 czerwca 2016
czerwiec z dziewiątką w tytule
jest co najmniej kilkanaście powodów, które sprawiają, że chcę lubić ten czerwiec. za Miłość u schyłku wiosny, za urodziny, za przyjaciół, z którymi można się głośno śmiać. za arbuzową, rabarbarową i cytrynową lemoniadę. za truskawki, groszek, fasolkę szparagową, morele i młode ziemniaki z koperkiem. za nieplanowane wycieczki na koniec świata, lepkie od miodu palce i zapach wplątany we włosy. za planowanie poślubnych podróży (albo chociaż jednej), za bose stopy na rozgrzanym piasku i popołudnia nad morzem, za te same piosenki słuchane po raz setny. za otwarte okno w dzień i w nocy i pokoje pełne świeżego powietrza, różowe trampki w rozmiarze 35,5. za lody o smaku ananasa i ogórka albo prosecco z leśnymi owocami i miętą. głośno śpiewane piosenki w aucie na trasie Elbląg - Gdynia, wspólne powroty do domu. za zmarznięte dłonie chowane w Jego dłoniach, za wianki z polnych kwiatów i słoiki pełne piwonii w kolorze pudrowego różu. za nieprzyzwoicie jaskrawe kolory lakieru na paznokciach, papierowe zdjęcia z polaroida. za hipsterskie knajpy i burgery i banalną pomidorową w domu. za pikniki z koszykiem na trawie, niewyspane poranki z kawą w pościeli. za układanie urodzinowego menu i marzenia o najpiękniejszym torcie. za spacery po ulubionym nadmorskim mieście (w środku dnia i w środku nocy), nieprzeczytane książki i nieprzesłuchane jeszcze płyty, które czekają na półce. za oglądanie po raz setny ślubnych zdjęć. za słonce, które budzi lepiej niż każdy najgłośniejszy budzik. za piegi, których będzie coraz więcej. za niespodzianki.
środa, 1 czerwca 2016
szczęśliwi czasu nie liczą.. w Gdańsku.
jestem tak stęskniona wiosennych spacerów, że każde pięć minut rześkiego powietrza, krzywych chodników i uśmiechniętych przechodniów to dla mnie wielka frajda. chorowanie nawet jeśli związane z przymusowym "wolnym" nie jest wcale takie fajne, szczególnie gdy trwa dłużej niż 14 dni. a gdy trwa więcej niż 30, to są już całe wieki i jest to okropność wielka! ale zgodnie z przyczepioną do lodówki rozpiską biorę wszystkie leki i z każdym kolejnym dniem mam nadzieję, że to już, że już koniec. i tylko krótkie chwile, gdy można uciec na najkrótszy spacer świata, z parasolem, z nie do końca turystycznym i zatłoczonym Gdańskiem. a 25 stopni Celsjusza na wieczornym termometrze jest bardzo do lubienia.
kategoria:
altana smaków,
daniel wellington,
drukarnia,
gdańsk,
lody,
mariacka,
spacer,
trójmiasto,
zegarek
Subskrybuj:
Posty (Atom)