niedziela, 25 listopada 2012

na talerzu: kukurydziane & coconut milk

 
puchaty poranek, bo niespiesznie zaplątany w pastelową pościel. zimne mleko w ciepłej kawie. trzy placki co zostały z wczorajszego obiadu, a ja je zjem dziś na śniadanie. smakują jak biszkopty. zbiorę pranie z suszarki, sparuję skarpetki, pościelę łóżko. będę się uczyć ustaw i paragrafów na poniedziałkowy egzamin. taka weekendowa nuda. i niech sobie nawet pada deszcz. i niech nawet ktoś próbuje mnie zasmucić albo zdenerwować - to ja się nie dam.

wtorek, 20 listopada 2012

upiekę ci tuzin ciastek z cytryną

nadal wtapiając się w klimat jesiennej sezonowości - upiekłam dyniowe babeczki, aby zabrać je w podróż pociągiem. później i tak zapomniałam, że są w walizce. było ohydnie duszno i tylko marzyłam o otwartym oknie. słowa w gazecie jakoś nudziły, książki nie chciało mi się wygrzebywać z dna torebki, a dzieciaki siedzące naprzeciwko mówiły śmieszne rzeczy i zerkały na moje reakcje. zostałam podstępnie zarażana ich uśmiechami. (czasem) fajnie jest jeździć pociągiem. do znudzenia nucę 'nie wolno ci się bać, wszystko ma swój czas. ty jesteś początkiem do każdego celu'* i nie nudzi mi się. a wiśnie i czekoladowy tort z obrazka? na wyjątkową okazję. słoik dyniowego dżemu? podobno można z niego zrobić pyszne lody, chętnie tego spróbuję, gdy znajdą się ochotnicy na ich zjadanie. a wiecie co działa na smutki? upieczenie dla Kogoś tuzina cytrynowych ciastek i kubek kakao ugotowanego przez Mamę.

czwartek, 15 listopada 2012

jaglanka. i co na to persymona?

herbatę piję z największego kubka jaki jest w domu. parząc sobie palce. jest ciepłe retro śniadanie, jak w jakimś filmie z czasów PRL. jaglanka na przymglonych obrusach. i nie-retro persymona (brzmi prawie jak postać z mitologii, z czasów lekcji historii), owoc w pomarańczowej skórce. zanim wstanę, przestawiam budzik kradnąc sobie samej jeszcze 7 minut snu. zdrapuję resztki smutku z tego dnia. przewiązuję różową kokardę na słoiku pełnym kasztanów, jest jesień opakowana w kiczowate kolory. chodzę do teatru, gotuję pomidorową z ryżem, nie odbieram telefonów, przypadkiem znajduję ładne domy i ładne ulice w mieście, które od dokładnie dwóch miesięcy zaczyna być moim (kolejnym). potykam się o znaki zapytania.

środa, 7 listopada 2012

chodź do łóżka (albo dżem dyniowy i ciasto)

w łóżku lubię jeść ciepłą owsiankę w leniwy poranek (najlepiej w piżamie). czytać książki, pisać listy, siedzieć z komputerem na kolanach, pić herbatę z malinowym musem i dużym kawałkiem pomarańczy, czytać smsy, kartkować gazety. lubię też leżeć i rozmawiać z Kimś do nocy, szukać snów pod poduszką, uczyć się (tego z reguły nie lubię, ale jak już muszę, to w łóżku), z lusterkiem w jednej ręce i tuszem w drugiej malować rzęsy. lubię też wszystko inne co w łóżku, wiadomo. a w szaro bure i deszczowe jesienne dni najchętniej nie wychodziłabym z łóżka i nie zaglądała za okno, a już na pewno nie wystawiałabym nosa poza mury mojego równie szaro burego blokowiska. więc siedzę sobie w tym moim ciepłym domu i piekę ciasto. a jak piekarnik grzeje na 180 stopni, to ciepło roznosi się po całej kuchni i jest jeszcze przyjemniej. ładnie pachnie. ciepłą jesienią.