wtorek, 25 czerwca 2013

znowu lody! czyli jak zmroziłam bazylię.

dwa słowa na L, każde po cztery litery: lato i lody. nawet, gdy letni deszcz, gdy kropi i grzmi. ostatnio byłam w mieście, w którym lodziarnie otwarte są nawet o dwudziestej drugiej, a przynajmniej jedna trzecia osób spacerujących późnym wieczorem, niesie w ręku słodki wafelek wypełniony po brzegi. ja spróbowałam lawendowych z rozmarynem i wiśniowych z chilli. bo jestem raczej z tych co monotematycznie wybierają melonowe i śmietankowe w ulubionej lodziarni, ale na wyjeździe lubią nowe i wcześniej nie próbowane. a w domu zrobiłam bazyliowe z limonką. w niedalekich planach, w nowej gdańskiej kuchni zmrożę jeszcze karmel z solą. taka lodowa mania.

czwartek, 13 czerwca 2013

z truskawkami na balkonie

zimne koktajle na balkonie, rozgniecione widelcem truskawki z jogurtem i okruchami cukru, tak jak kiedyś! komiksy czytane na miękkiej pufie w gdańskiej bibliotece i ciężka od książek zabranych do domu torba. pudełko z marzeniami otwarte, pora zacząć je spełniać i porzucić niewiarę i nieudasię.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

czerwcowy dżem rabarbarowy

co roku, mniej więcej w 1/3 miesiąca zastanawiam się za co tak lubię czerwiec. rok temu (tu) o tej porze szukałam snów pod poduszką w gdańskim pokoju, a dziś puszczam bańki mydlane na sopockim balkonie. czerwiec jest fajny, bo urodzinowy. z pudełkiem słodkich słów i czekoladek zostawionych na łóżku. to małe podróże, kanapki z dżemem z rabarbaru, kolejne rozdziały magisterki, lody bazyliowe w zamrażarce, starówka nocą i gdy zaczyna świtać, powroty zaspaną skmką. szósty miesiąc do lubienia.

środa, 5 czerwca 2013

najlepsze lody jadłam w..

gdy dzień zaczyna się o 4:07 wyrywającym z łóżka budzikiem, a sen trwał niewiele ponad trzy godziny, to tylko bilet w portfelu i perspektywa pięknego dnia jest w stanie sprawić, że jeszcze w drodze do kuchni po kawę łapię uśmiech, zostawiam zmęczenie pod puchową poduchą i idę w stronę peronu. czekam, jadę, mrużę oczy, prawie się nie gubię, jestem.