piątek, 19 lutego 2016

appetit. o Grecji i o Asi od muzyki.

dokładnie dwa lata temu zasłuchiwałam się i pisałam o Appetit Polska (do przeczytania tu: o muzyce czy o jedzeniu?). a dziś, gdy lato dawno już zwinęło swoje manatki, gdy zima już prawie przeminęła, a słońce okazuje się bardziej niż leniwe i w ciągu dnia tylko na chwilę wychyla nos zza chmur.. no i nie oszukujmy się - zimność na dobre rozgościła się na salonach.. dziś jest Appetit Grecja. pełne słońca - na przekór marznącym dłoniom nerwowo chowanym w rękawy kurtki, gdy po raz kolejny zapomniane rękawiczki zostały na blacie w przedpokoju.

czwartek, 18 lutego 2016

o co chodzi z nową nazwą?



i po co mi to wszystko?
po 7 latach blogowania zaczęła mnie uwierać stara nazwa. mocno. a zmiany są podobno potrzebne. dzisiaj zaczynam jako Asieja (ci co mnie znają dobrze wiedzą, że nie od dziś używam tej nazwy w kwestii bloga). będzie tak jak dawniej - z całym tym pakietem morskich spacerów, zjedzonych kawałków pizzy z salami i mascarpone, rozmów, śmiechów, łez, kubków kawy, gorzkiej herbaty, słodkich słów, zapisanych receptur, wszystkiego. ale zostawiam sobie trochę więcej przestrzeni na coś innego niż tylko zbiór przepisów i zdjęć ciast i ciasteczek.

wtorek, 9 lutego 2016

(edit: WYNIKI) czekolada i owoce, do chrupania wygrania

pomiędzy końcem zimy, a (wydaje się, że wciąż jeszcze bardzo odległym) początkiem wiosny pojawia się taki moment, gdy bardziej niż zwykle tęsknię za słodkimi owocami i częściej niż zwykle mam ochotę na kawałek czekolady. szczególnie w najbardziej niezdrowej wieczornej porze. do schrupania przy ulubionej płycie, opatulona w koc albo zgubiona wśród słodko gorzkich książkowych historii w zielonych okładkach.

sobota, 6 lutego 2016

spacer w Gdańsku, kawa w Drukarni

miło jest w dzień, gdy upierdliwe zimne i mokre płatki śniegu przyklejają się do policzków, nogawek spodni, zmarzniętego nosa i wełnianej czapki (zupełnie celowo) zabłądzić wśród uliczek dawno nie odwiedzanego starego miasta z kubkiem ciepłej kawy. niebylejakiej. bo kawa z Drukarni w mig stała się moim numerem 1, gdy pewnego zmarzniętego popołudnia towarzyszyła kawałkowi pysznej szarlotki.