wtorek, 29 stycznia 2013

kokosowy krem, tylko ten!


w śnieżne popołudnia, gdy za oknem już ciemno, można usmażyć cały talerz naleśników i smarować je tym kremem. można podarować go komuś w prezencie (co sama uczyniłam i co bardzo polecam, bo przyjemnie jest robić dla kogoś słodkie podarki). można go wyjadać łyżką ze słoika, przełożyć nim ciastka albo zjadać grube kromki chleba z grubą warstwą kokosa i.. w zasadzie, to nie wymyśliłam co jeszcze. ale pasuje do tych ujemnych temperatur, które skutecznie zdają się wymrażać smutki. dobrze mieć taki słoik w lodówce na nastrój pod tytułem 'brakuje mi słodkiego i endorfin, potrzebuję dziś miliona kalorii', ale nie tylko na ten.

sobota, 19 stycznia 2013

ta tarta jest pyszna i ma kruszonkę

zimowy wieczór nad morzem to opustoszała i wyjątkowo ładna przestrzeń. miejsca, które latem były upchane kiczowatymi straganami, a teraz niczym skute lodem. spacerujesz prawie w nieskończoność, a wracając do domu wyrzucasz do śmieci ostatnią na dziś smutną myśl. uciekasz nie wiedząc jak daleko trzeba być, by zniknęły wszystkie niewypowiedziane słowa. ale myślisz sobie, że przecież nie jest tak źle, że uśmiechając się pod nosem niczego nie udajesz. tego dnia imbirowa herbata nie rozgrzewa, ale ustawiony na 180 stopni piekarnik i domowe ciasto - owszem. więc pieczesz. a później, gdy nikt nie patrzy, to nawet mimo nieprzyzwoicie późnej pory skubiesz kawałek ciepłej kruszonki, bo przecież trudno byłoby wyczekać do rana. później kończy się dzień i zasypiasz. w oparach słodkiego zapachu cukru i masła, który oblepił każdy kawałek mieszkania. a jutro jest wyczekane.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

kostki lodu albo kostki cukru

śnieg jest jak dobre chwile. sypie z nieba, mieni się niczym okruchy brokatu w wieczornym świetle latarni i skrzypi pod butami. przykleja się do zmarzniętych policzków, otula ciepłym szalikiem i ochronnym balsamem na ustach. a później się topi niczym szara breja w odwilży. później znów pada, znów cieszy, znów zasmuca. sinusoida, karuzela, góra - dół. czasem jest bardziej niż trudno, głos drży i jakaś łza zgubiona. i chciałoby się, by ktoś mimo protestów zabrał na spacer nocą, rozśmieszył, ulepił bałwana, ugotował coś dobrego. albo wrzucił kostkę cukru do herbaty, choć przecież doskonale wie, że nie słodzę.

poniedziałek, 7 stycznia 2013

znowu sernik?! nie, szczęście.

szczęście jest chimeryczne, marudne, czasem niewyspane albo zezłoszczone. smakuje malinami, by na drugi dzień zamienić się w kwaśne jeżyny. jest kostką czekolady w najbardziej nieznośny dzień albo bułką z twarogiem i miodem. czasem chowa się pod łóżkiem i udaje, że go nie ma. innym razem pisze sprejem w miejskich tunelach patetyczne hasła, albo kredą po chodnikach. jest słowem w kopercie albo kilku zdaniową wiadomością sms, ulubionym dvd oglądanym po raz 7. jest dobrym snem, który kończy dzień z niewiarygodnym bólem głowy. jest jabłkiem zawiniętym we francuskie ciasto i upieczonym dla kogoś w zimowe popołudnie, zmarzniętym spacerem po sopockim molo. jest rozmową, twoim uśmiechem, tęsknieniem, czekaniem. to znaczy, że szczęście jest mną i tobą i nią i nim? i że jest tu blisko? tak. fajne to szczęście. jak ci upiekę ten najlepszy sernik, to na pewno też się pojawi.