bo na nocną bezsenność mam gwiazdki. na dobranoc. są wieczory o smaku szczęścia i pudrowych cukierków. bolące mięśnie brzucha, głośny radosny śmiech w tle. bywają też wieczory smutne, ze łzą przytuloną do poduszki (nie zawsze mojej). kubek czarnej gorzkiej herbaty. drzewa, które z każdym dniem robią się bardziej żółte. a niedługo zostaną same bure patyki na wysokości naszego sopockiego trzeciego piętra. są niedospane sny. w taki dzień jak dziś, który zaczął się zbyt wcześnie, rzęsy nie chciały oblepić się grubą warstwą czarnego tuszu, wiatr ukradł mi ciepło, uciekł mi pociąg, gdzieś się spóźniłam. ale zawsze też coś dobrego. twarze, za którymi tęskniłam. a wieczorem smażyłyśmy naleśniki na dwie patelnie i zjadłyśmy z malinowym dżemem.
środa, 31 października 2012
sobota, 27 października 2012
potwornie pyszne ciasto z marchewką
monotematyczności między końcem jednego miasta, a początkiem drugiego. na granicy przyjemnego ciepła w mrozie, a zepsutego jak stare zabawkowe autko nastroju. w głowie chowają się czasem potwory. i sprawiają, że nie tylko boimy się nocą tego co może chować się w szafie czy pod łóżkiem - jak w bajkach. one potrafią namieszać o wiele więcej i dlatego tak mocno się z nimi nie lubię. one dobrze o tym wiedzą i czasem ze mną wygrywają, ale bitwę, a nie wojnę. zatem mam jeszcze szansę, by je pokonać dużym kawałkiem słodkiego ciasta z marchewką i cynamonem. jak dodam jeszcze białą czekoladę i krem z twarożku na wierzch - to potwory już nie mają szans, serio.
sobota, 20 października 2012
marchewki, kropki i inne takie tam
szybka kolej miejska płata figle i trzeba zaliczać przesiadki w drodze na uczelnię albo gdzieś. internet stroi fochy i trzeba cierpliwie czekać aż trochę podziała. łapię zasięg! poranki po 5 godzinach niespokojnego snu potrzebują dużego kubka kawy i kilku łyków coca coli (podobno samo niezdrowie). na zajęciach burczy mi w brzuchu, więc odliczam minuty do zjedzenia kanapki z razowego chleba spakowanej przeraźliwie wczesnym rankiem do torebki. popołudniem jabłka są obficie posypane cynamonem, a słowa między kawiarnianymi stolikami, ja mam je dla ciebie, a ty trochę dla mnie. Najmilsza mówi, że w kwestii emocji nie da się działać w opcji on/off, a ja mam wrażenie, że mi się czasem udaje. i kto tu ma rację? i czy w ogóle ktoś?
wtorek, 16 października 2012
szczęściarze jadają na obiad omlet z cukrem
rozkochałam się w tym październiku. minęła połowa miesiąca odmierzana godzinami rozmów, pustymi kubkami po wspólnych herbatach albo kawach, czasem szklankami po wieczornym mohito. kawiarniane stoliki albo sopockie mieszkanie z girlandą nad sufitem. miasto nocą i chłodne wieczory i ranki. mam w głowie taką myśl: "jesteś szczęściarą, nie zepsuj tego". i czasem zastanawiam się skąd się biorą tacy fajni ludzie, których mam wokół. i dużo przez nich szczęśliwości. i słów i ciszy i wszystkiego. i nadal tego nie wiem.
sobota, 6 października 2012
pierwsze jesienne kawałki
październik. mogę głośno o niej mówić i nacieszać się porą roku, która ma w sobie wielki kubeł nostalgii, kolorowych liści i inspiracji, melancholijnego kiczu, ale i ciepła, gdy tylko postaramy się o duży kubek herbaty z pigwą lub malinowym musem i puchaty koc. pierwsze szuranie w liściach i spacer po parku oliwskim zaliczone. październik i zajęcia na uczelni rozpoczęte, wagary odhaczone. a jak chorować to porządnie, tak z trzydniowym leżeniem w łóżku, małym stosikiem leków, nieprzespanymi nocami. już lepiej. lubię, gdy jesienią słońce tak się mieni w długich włosach, że wydają się być bardziej rude niż są. głupio mi się przyznawać, ale już nawet pomyślałam o czapkach i o tym, że dużo się zmienia w kwestii "jestem mała i urządzam protest na każdą prośbę (czy groźbę) jej ubrania" a "jestem już duża i lubię jak mi ciepło w uszy". no tak, jeszcze przyjdzie pora na wełniane szaliki, rękawiczki i inne umilacze. dzisiaj jest jeszcze spora porcja słońca i dzisiaj lubię pachnące śliwki i miód i jak połówki taplają się w tym słodkim sosie w garnku.
środa, 3 października 2012
ciastko z marzeń i (nie)małe zamieszanie z BFG
Gdańsk i Elbląg, Elbląg i Gdańsk. tu piszę, układam zgrabne litery w koślawe słowa. zbieram obrazki do pudełka pamięci, a czasem do pudełka mojego cyfrowego aparatu. zapamiętuję albo zapominam. tyle kolorów, aby namalować z nich najładniejszą codzienność. piszę o poranku znad kubka kawy. lub wieczorami mrużąc oczy ze zmęczenia. o kwaśnych jabłkach albo o słodkich ciastkach. o emocjach. odrobina wrażliwości oprószona cynamonem. w mieście, które sobie kiedyś wymarzyłam i w tym, które jest moje od zawsze.
wtorek, 2 października 2012
rozuśmiechanie i ciastko cytrynowe
Ktoś powiedział mi, że życie to czasem niezły zakalec. przekonałam się o tym niedawno piekąc ciasto przed południem. mieszając składniki myślałam sobie "nic z tego nie będzie", no i nie wyszło. wyrzuciłam je do kosza. razem z nim trafiły tam chyba wszystkie niedobre emocje i paskudne smutki i złości. i już się na siebie nie złoszczę. smaruję chleb masłem orzechowym, próbuję doprać sukienkę ze śladów czerwonego wina, wypijam syrop na kaszel. do kieszeni czerwonego płaszcza chowam znalezione przypadkiem na chodniku kasztany i dobre słowa, których nie brak i które nigdy przenigdy nie są w nadmiarze. chwilami rozuśmiechanie sięga od sufitu do podłogi naszego żółtego pokoju.
Subskrybuj:
Posty (Atom)