nie mogliśmy wymarzyć go sobie piękniej. słodki bufet był w weselnych planach od samego początku. nie jest żadna tajemnicą, że mam słabość do ładnych rzeczy. do tych, które można zjeść również. a więc miało być kolorowo, z owocami, z czekoladą, miały być makaroniki, mini tarty i cała reszta małych słodkich porcji. z pomocą przyszła przezdolna cukierniczka. a wszystko nie dość, że było pyszne, to jeszcze spójne kolorystycznie (róż, biel i czerń) z całym naszym ślubem. nie muszę chyba mówić, że słodkie kalorie znikały w oka mgnieniu?
pavlova z owocami / lizaki bezowe / makaroniki / red velvet cake w słoiczkach / mini tarty z lemon curdem / truskawki w czekoladzie / mini torciki / szarlotkowe kule / deser malinowy i czekoladowy w kieliszkach / tarta oreo
nie obyło się oczywiście bez tortu. a ponieważ minimalizm staraliśmy się wpleść w każdy element tego dnia - taki był i on. kwiecisty i pyszny.
idea słodkiego bufetu spodobała mi się tak bardzo, że teraz najchętniej chciałabym mieć go na wszystkich przyjęciach. już pewnie w wersji home made, bo to czary mary nie do powtórzenia przy zwykłych okazjach :-) czyli co? czyli zdecydowanie TAK!