muszę to przyznać szczerze: w ostatnim roku chyba pobiłam rekord blogowego nicnierobienia. ale metodą małych kroków (tutaj tekst: co robić, gdy blogowanie zaczyna uwierać) staram się znów znaleźć radość w pieczeniu koślawych ciastek, lepieniu pierogów i gotowaniu zupy. powoli. powolutku. otwieram kolejny słoik kompotu z czereśni, piję najkwaśniejszy na świecie sok z cytryn i miodu, wyjadam z pudełka resztki zimowych orzechów nałuskanych przez Tatę, zjadam kolejny kawałek sernika.. no i wciąż mam w głowie dobre rzeczy, które mnie spotkały dzięki temu małemu kawałkowi wirtualnego morza. morza receptur, obrazków i pogubionych słów. i chcę gubić te moje. ósmy rok z rzędu!