bardzo czekałam na ten dzień, martwiąc się jednocześnie żeby nie nadszedł zbyt szybko.
to nie był najłatwiejszy rok i każda mama zrozumie o czym mówię. najsłodsze buzie drzemiących maluchów przeplatają się z płaczem na spacerach i kolkami nocą, najmniejszy katar i kaszel jawi się jako własny koniec świata, a niektóre ciężkie dni zdają się nie mieć końca. na szczęście o wiele więcej jest tych radosnych skrawków zapisanych w pamięci i dzisiaj o takim właśnie dniu.
przyjęcie roczkowe zorganizowaliśmy w jednym z naszych ulubionych trójmiejskich lokali i jesteśmy szalenie wdzięczni właścicielce, bo pozwoliła nam zaszaleć z dekoracjami udostępniając na kilka godzin całą przestrzeń Bliżej. wymarzyłam sobie, że będzie minimalistycznie, z motywem lasu i kwiatów i finalnie byliśmy całkiem zadowoleni z efektu (całkiem, bo wiadomo, że zawsze mogłoby być piękniej, lepiej i w ogóle). Bliżej jest pełne wielkich okien z widokiem na miasto, więc mieliśmy pod dostatkiem jasnego światła, a dzień choć mroźny był pod tym względem wyjątkowo łaskawy i słoneczny. na wysokim stoliku przy oknie przygotowaliśmy słodki poczęstunek dla naszych gości. i tutaj kolejne podziękowania należą się Capuccino Cafe z Sopotu, bo dzięki nim mieliśmy najpiękniejszy leśny tort (o smaku palonej białej czekolady z porzeczkami!) i słodkości - ptysie z kruszonką i kremem karmelowym, francuskie makaroniki i czekoladowe musy z rokitnikiem, malinami i wiśniami. jeśli przy okazji jakiś uroczystości będziecie potrzebować tort, to te z Capuccino są najlepsze na świecie - jeden z nich mogliście już u nas zobaczyć przy okazji chrztu małego chłopca - klik. wszystko nie wyglądałoby też tak pięknie gdyby nie pomoc trójmiejskiej marki Papel, która tworzy małą manufakturę z pięknymi dekoracjami i zaproszeniami (o tych będzie jeszcze osobny wpis) i która przygotowała dla nas papierową roczkową girlandę na okno i małą na tort, wszystkie piki, menu, winietki dla gości. śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie Karolina z Bliżej, Grażyna z Capuccino i Marysia z Papel - ten dzień nie wyglądałby tak ładnie. bo po pierwsze - cukiernik ze mnie żaden i pyszniejszego i piękniejszego tortu w życiu nie widziałam, a już na pewno sama bym nie upiekła, nie wspominając o ptysiach i makaronikach (od początku wiedziałam, że makaroniki są numer jeden menu zaraz po torcie, a na pewno dobrze wiecie, jak trudne jest ich przygotowanie). po drugie - nie mogłam wymarzyć sobie lepszej przestrzeni na ugoszczenie naszych najbliższych. początkowo przyjęcie miało być w naszym mieszkaniu, ale wizja ponad 20 osób w niewielkim salonie spędzała mi sen z powiek i nieoceniona okazała się tu pomoc płynąca prosto z serducha i prosto z Bliżej. oprócz wnętrza mieliśmy też pyszną lemoniadę, kawę i sernik upieczony przez Karolinę. po trzecie - Marysia z Papel namalowała specjalnie dla nas te listki, które stały się spójnym elementem całej maleńkiej uroczystości. przygotowała dla nas zaproszenia i etykietki zdobiące podarki dla gości i całą tą papierową oprawę.
jeśli jeszcze nie znacie, którejś z marek - bardzo bardzo Wam wszystkie polecam!
na przyjęciu nie zabrakło też balonów ze złotym confetti i świeżych kwiatów - marzyłam o zielonych listkach i gipsówce - problematyczne okazało się kupienie zwłaszcza tej drugiej, bo większość kwiaciarni nie traktuje jej jako produktu na sprzedaż, a jedynie do dekoracji bukietów, ale jak mój mąż się postara, to wszystko jest w stanie wyczarować, dziękuję Ci!
to był dobry dzień, znów udało nam się zebrać wszystkie najbliższe nam osoby w jednym miejscu i wspólnie świętować ten rok z życia małego człowieka. jak dotrwacie do końca zdjęciowej relacji, to zobaczycie, że główny zainteresowany z nadmiaru wrażeń padł na restauracyjnej kanapie i ani myślał o powrocie do domu :))))
to nie był najłatwiejszy rok i każda mama zrozumie o czym mówię. najsłodsze buzie drzemiących maluchów przeplatają się z płaczem na spacerach i kolkami nocą, najmniejszy katar i kaszel jawi się jako własny koniec świata, a niektóre ciężkie dni zdają się nie mieć końca. na szczęście o wiele więcej jest tych radosnych skrawków zapisanych w pamięci i dzisiaj o takim właśnie dniu.
przyjęcie roczkowe zorganizowaliśmy w jednym z naszych ulubionych trójmiejskich lokali i jesteśmy szalenie wdzięczni właścicielce, bo pozwoliła nam zaszaleć z dekoracjami udostępniając na kilka godzin całą przestrzeń Bliżej. wymarzyłam sobie, że będzie minimalistycznie, z motywem lasu i kwiatów i finalnie byliśmy całkiem zadowoleni z efektu (całkiem, bo wiadomo, że zawsze mogłoby być piękniej, lepiej i w ogóle). Bliżej jest pełne wielkich okien z widokiem na miasto, więc mieliśmy pod dostatkiem jasnego światła, a dzień choć mroźny był pod tym względem wyjątkowo łaskawy i słoneczny. na wysokim stoliku przy oknie przygotowaliśmy słodki poczęstunek dla naszych gości. i tutaj kolejne podziękowania należą się Capuccino Cafe z Sopotu, bo dzięki nim mieliśmy najpiękniejszy leśny tort (o smaku palonej białej czekolady z porzeczkami!) i słodkości - ptysie z kruszonką i kremem karmelowym, francuskie makaroniki i czekoladowe musy z rokitnikiem, malinami i wiśniami. jeśli przy okazji jakiś uroczystości będziecie potrzebować tort, to te z Capuccino są najlepsze na świecie - jeden z nich mogliście już u nas zobaczyć przy okazji chrztu małego chłopca - klik. wszystko nie wyglądałoby też tak pięknie gdyby nie pomoc trójmiejskiej marki Papel, która tworzy małą manufakturę z pięknymi dekoracjami i zaproszeniami (o tych będzie jeszcze osobny wpis) i która przygotowała dla nas papierową roczkową girlandę na okno i małą na tort, wszystkie piki, menu, winietki dla gości. śmiało mogę powiedzieć, że gdyby nie Karolina z Bliżej, Grażyna z Capuccino i Marysia z Papel - ten dzień nie wyglądałby tak ładnie. bo po pierwsze - cukiernik ze mnie żaden i pyszniejszego i piękniejszego tortu w życiu nie widziałam, a już na pewno sama bym nie upiekła, nie wspominając o ptysiach i makaronikach (od początku wiedziałam, że makaroniki są numer jeden menu zaraz po torcie, a na pewno dobrze wiecie, jak trudne jest ich przygotowanie). po drugie - nie mogłam wymarzyć sobie lepszej przestrzeni na ugoszczenie naszych najbliższych. początkowo przyjęcie miało być w naszym mieszkaniu, ale wizja ponad 20 osób w niewielkim salonie spędzała mi sen z powiek i nieoceniona okazała się tu pomoc płynąca prosto z serducha i prosto z Bliżej. oprócz wnętrza mieliśmy też pyszną lemoniadę, kawę i sernik upieczony przez Karolinę. po trzecie - Marysia z Papel namalowała specjalnie dla nas te listki, które stały się spójnym elementem całej maleńkiej uroczystości. przygotowała dla nas zaproszenia i etykietki zdobiące podarki dla gości i całą tą papierową oprawę.
jeśli jeszcze nie znacie, którejś z marek - bardzo bardzo Wam wszystkie polecam!
na przyjęciu nie zabrakło też balonów ze złotym confetti i świeżych kwiatów - marzyłam o zielonych listkach i gipsówce - problematyczne okazało się kupienie zwłaszcza tej drugiej, bo większość kwiaciarni nie traktuje jej jako produktu na sprzedaż, a jedynie do dekoracji bukietów, ale jak mój mąż się postara, to wszystko jest w stanie wyczarować, dziękuję Ci!
to był dobry dzień, znów udało nam się zebrać wszystkie najbliższe nam osoby w jednym miejscu i wspólnie świętować ten rok z życia małego człowieka. jak dotrwacie do końca zdjęciowej relacji, to zobaczycie, że główny zainteresowany z nadmiaru wrażeń padł na restauracyjnej kanapie i ani myślał o powrocie do domu :))))