lato mi uciekło, a jeszcze by się chciało w rozgrzanym przez całodniowe słońce pisaku ręce zanurzyć, przesypywać ziarenka z ręki do ręki. bosą stopą między falami uciekać, chmury liczyć białe i niebieskie. kolorowy koc rozłożyć i leżeć gapiąc się w tą wszechobecną niebieskość. zawsze jest za krótko, za mało, zawsze tęsknota przychodzi za szybko. bo jesienią to nie jest to samo, gdy wiatr głowę urywa, ciepły szalik trzeba motać na szyi, piasek nie nasypie się do sandałków, nie mówiąc już o bosych stopach (no chyba że się jest morsem, ale to nie o mnie). ale mam coś co przy odrobinie chęci letnim morzem będzie dla mnie codziennie. i w te szare jesienne dni też i zimą ponurą, gdy śnieg już przykryje chodniki doszczętnie. mam rybę z ceramiki, która jest więcej niż robiona z sercem, bo jej autorka to musi być prawdziwa czarodziejka. kto inny umiałby robić takie ładne rzeczy? i teraz to ja rybę na szyję zawieszę, a na drugiej ułożę maślane ciasteczka i będzie mi przyjemnie myśleć o morzu, o słońcu i lecie. i będzie mi dobrze czekać na kolejne.