maliny lubię bez limitu i bez opamiętania. zrywając w ogrodzie jedna trafia do koszyka, druga do buzi. a te co się uchowają mrożą się i zapiekają w babeczkach zimą i wiosną i wczoraj i dziś (zostało jeszcze odrobinę na "pojutrze"). sok z cytrusów mogę pić prawie bez grymasu na buzi, chociaż kwaśśśny jest okrutnie. dla mnie cytryny + maliny to duet w sam raz do lubienia. te magdalenki smakują jak ciastka z dzieciństwa, które pakowane były w przezroczyste szeleszczące papierki.. tylko są jeszcze lepsze, bo nadziane i z różową kropką malin!
magdalenki z lemon curd
3 duże jajka
130g cukru
200g mąki pszennej
czubata łyżeczka proszku do pieczenia
skórka z jednej niewoskowanej cytryny (sparzonej i wyszorowanej)
20g miodu
4 łyżki mleka
200g rozpuszczonego i ostudzonego masła
szczypta soli
garść malin (nierozmrożonych lub świeżych)
cukier puder do posypania (niekoniecznie)
na lemon curd: skórka i sok z jednej cytryny, szczypta soli, 40g cukru, 45g masła, 2 żółtka
jajka ubić z cukrem na puszystą masę, wmiksować mleko, miód i masło. w dwóch partiach połączyć z mąką, proszkiem do pieczenia i skórką z cytryny. przykryć folią spożywczą i odstawić do lodówki na kilka godzin. w międzyczasie przygotować lemon curd: w rondelku podgrzać wszystko oprócz żółtek, aż cukier się rozpuści, zdjąć z ognia. w osobnej misce ubić żółtka i połączyć z masą w rondelku. postawić na najmniejszy ogień i podgrzewać kilka krótkich chwil, mieszając aż masa zgęstnieje. gotową można przecedzić przez sitko (ja pominęłam ten etap), przykryć wierzch folią i przechować w lodówce.
ciasto wyjąć z lodówki i przełożyć je go do wysmarowanych i wysypanych mąką foremek na magdalenki (taka muffinkowa też się nada). wcisnąć maliny w każdą i piec 5 minut w 190'C, następnie wyłączyć piekarnik na minutę i włączyć ponownie na 160'C i dopiec na złoty kolor i suchy patyczek. jeszcze ciepłe nadziewać lemon curd przełożonym do papierowej tutki/rękawa cukierniczego. /receptura Rachel Khoo, ja skradłam od Holgi - dziękuję za moją słodką inspirującą niedzielę!
do lemon curd podchodziłam jak do jeża, wiedziałam że będę go uwielbiać, bo kwaśne cytryny to zdecydowanie mój smak. ale zawsze było coś innego co odciągało moją uwagę. no i jego przygotowanie wcale nie jest takie strasznie trudne jak mi się wcześniej wydawało. to zupełnie jak jeże - wcale nie są straszne, choć ich kolczaste ciałko zdawałoby się mówić coś innego!
moje prywatne malinowe love na wiosnę.
Aż ślinka cieknie:) Mam taki sam bukiet z kaliny:)
OdpowiedzUsuńMaliny - moja miłość:)
OdpowiedzUsuńi moja:-))
UsuńPyszne ciastka. Na maliny chyba przyjdzie mi jeszcze długo poczekać bo mrożonych brak. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńjuż nie tak długo!
Usuńmmm słodkie ciacha, malinki i cytrynki !! wydają się być bardzo pyszne ;)
OdpowiedzUsuńPychotki!
OdpowiedzUsuńmmm ciacha wyglądają przepysznie!:)
OdpowiedzUsuńMniam mniam mniam :)
OdpowiedzUsuńUwielbiam magdalenki! Piekla je moja babcia i mama :) są w klimacie dziecinstwa, piękne zdjecia!
OdpowiedzUsuńw klimacie dzieciństwa.. o tak, ja zjadałam kupne.
UsuńMagdalenki cudowne. A maliny moglabym jesc i jesc :)
OdpowiedzUsuńJakie pyszności, maliny i cytryny... to musi smakować cudownie :)
OdpowiedzUsuńcudowne małe słodkości:) uwielbiam!
OdpowiedzUsuńCudowności :)
OdpowiedzUsuńPięknie i smacznie, też mam w planach te magdalenki, bo po zapoznaniu się z książką Rachel (receznja na moim blogu) to jeden z przepisów, który mnie urzekł:)
OdpowiedzUsuńmnie magdalenki urzekły, gdy je tylko zobaczyłam, piekłam na drugi dzień. warto.
Usuńświetnie wyglądają:)
OdpowiedzUsuńAle cudne magdalenki! Ja ich jeszcze nigdy nie piekłam, odkładam to wydarzenie, aż dorobię się formy, ale w sumie masz rację, że można je zrobić również w tej na muffiny.
OdpowiedzUsuńPs. Zgadzam się, maliny i lemon curd to świetny duet :)
Tosia.
trzeba sobie radzić.. choćby z formą na muffiny:-)
Usuńidealne połączenie. Czekam z niecierpliwością na tegoroczne maliny! U mnie jakoś nigdy nie przetrwają lata - zawsze kończą albo w buzi, albo w cieście, albo lądują do słoików w postaci soków czy dżemów:)
OdpowiedzUsuńdżemy i soki u nas też są:-))
UsuńO jejku, jakie wspaniałości... Narobiłaś mi smaku. :)
OdpowiedzUsuńWidzę, że lato jesteś w stanie wycisnąć nawet z zimna. A uśmiech nawet z kwaśnej cytryny. :).
OdpowiedzUsuńkochana!:-))
Usuń:* Kochana Ty.
UsuńJakie one cudowne! Bardzo wakacyjnie na Twoich zdjęciach, które zresztą uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńdziękuję.
Usuńa te oszronione maliny jakie cudne !
OdpowiedzUsuńprosto z zamrażarki.
UsuńJest lemon curd... jestem w 7 niebie :)
OdpowiedzUsuńJak ja mam teraz ochotę na to!:)
OdpowiedzUsuńja też!
UsuńNo proszę, a u mnie dziś z rana w piekarniku wylądowały bułeczki właśnie z tym duetem lemon curd + maliny. To idealna para :)
OdpowiedzUsuńidealnie kwaśśśna!:-))
Usuńcudne wiosenne połączenie :) mniam :)
OdpowiedzUsuńi letnie też:-)
UsuńZdjęcia nieziemskie! : - )
OdpowiedzUsuńBardzo fajny pomysł z tym lemon curdem muszę w końcu wyprodukować kilka słoiczków tego kremu!
Pozdrawiam
dziękuję!!
UsuńChcesz mi może przesłać taką babeczkę? :D
OdpowiedzUsuńja bym chętnie ale.. skończyły się!
UsuńTyle o tym lemonie słyszałam :) Ciekawie wymyślony ten przepis. Ciacha miękkie i o fajnym aromacie.
OdpowiedzUsuńja też się o lemonie nasłuchałam i naczytałam. warto spróbować!
UsuńLove to! I nie tylko dlatego, że malinowe ;)
OdpowiedzUsuńdlaczego jeszcze?:))
UsuńNo proszę- pomyślałam sobie: "Zajrzę na ciastko z marzeń, bo już nie pamiętam, kiedy był ostatnio jakiś wpis"- a tu dosłownie chwilę temu pokazał się taki cudny wpis! Dzięki za adaptację tych magdalenek do foremek na muffiny- widziałam już ten przepis u Rachel, ale ze względu na brak sprzętu ich nie robiłam. A lemon curd ubóstwiam- też mi się wydawało, że to jakaś wyższa sztuka cukiernicza, a robi się go dosłownie chwilkę :)
OdpowiedzUsuńja od razu pomyślałam o formekach na muffinki, może kiedyś znajdę jakieś ładne na magdalenki i zaniosę je do mojej kuchni. dziękuję za zaglądanie tu i słowa!:-))
UsuńMagdalenaki ;p
OdpowiedzUsuńCzekam na maliny, a jak patrzę na Twoje zdjęcia to ślinka cieknie.
na razie truskawki, do malin jeszcze chwila.
Usuńjuż na słowo magdalenki się rozpływam ,a tu jeszcze z niespodzianką , cudo
OdpowiedzUsuńMargot!((:
UsuńAsiejko, magdalenki mi się marzą.... A maliny TUŻ, TUŻ... już za rogiem - krzaczory coraz większe:)
OdpowiedzUsuńA obrus masz wypaśny!
magdalenki z marzeń mogą być i bez malin.:-)
UsuńNo,no... prawdziwa czarodziejka z Ciebie! Tylko pozazdrościć i przełknąć ślinkę, bo nie mam już mrożonych malin a do świeżych... jeszcze trochę trzeba poczekać :)Pozdrawiam! Dorota
OdpowiedzUsuńz tym czarodziejowaniem to bez przesady:)))
UsuńAbsolutna doskonałość! Och!
OdpowiedzUsuńa wyglądają na bardzo niedoskonałe..;) bo to moje pierwsze.
Usuńaaaa, jakie piękne, i jeszcze te maliny - coś jest na rzeczy, tęskni się do tych letnich smaków! A lemon curd uwielbiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Monika
ja od teraz chyba też będę go uwielbiam:) i koniecznie chcę spróbować zrobić go z innych receptur, bo widziałam, że jest ich wiele.
Usuńfajnie mieć ogród Asiu... u mnie niestety maliny są tylko u pań w koszyczkach, na dodatek ciągle drogie i mało słodkie ;-)
OdpowiedzUsuńmi się już od wielu lat nie zdarza kupować malin od pań z koszyczkami, te z ogrodu są najlepsze na świecie.
UsuńO rany, jutro robię!!! I przepraszam, głupie pytanie - co to znaczy "kilka krótkich chwil" w odniesieniu do podgrzewania końcowego lemon curd? (mam katastrofalne doświadczenia jeżeli chodzi o podgrzewanie mas, w których są jajka).
OdpowiedzUsuńja nie miałam doświadczeń żadnych w kwestii takich mas i jajek;-)) więc na pewno dasz sobie radę! ja cały czas mieszałam i czekałam aż zgęstnieje, miał konsystencję budyniu, wtedy wyłączyłam gaz.
UsuńHeh, do konsystencji budyniu powiadasz... OK, to może zaryzykuję. ;-)
UsuńTo musiało być pyszne!
OdpowiedzUsuńbyło!
UsuńJezu oddawaj jednego ! CHOCIAŻ jednego :D Lemon curd i maliny, rozpływam się...
OdpowiedzUsuńMniam, mniam. A jakby zamienić malinki na jagódki?
OdpowiedzUsuń