niedziela, 29 kwietnia 2018

restaurant week: pelican

lubię celebrować małe rzeczy, pójść na obiad bez okazji, ucieszyć się z pierwszej wspólnej podróży pociągiem podmiejskim (nawet jeśli trwa tylko 13 minut), przyspieszać kroku na monciaku chowając się przed wiosennym deszczem, mieć miejsce przy oknie w najpiękniejszej sopockiej restauracji i świeże kwiaty na stole i nieprzyzwoicie pyszną rybę i deser z filiżanką nie za mocnej kawy. lubię te minuty w pięknych wnętrzach i ten uśmiech, bo ktoś pamięta, że byliście tu pół roku temu i chłopiec był taki jeszcze malutki, a teraz wyjada z talerza warzywa. dobrych momentów przy stole jest jeszcze więcej, a to wszystko na trójmiejskim Restaurant Week. i to już naprawdę ostatni moment żeby zarezerwować miejsca na trzydaniowe menu, bo festiwal skończy się w poniedziałek. a co dobrego możecie zjeść w sopockim Pelicanie? o tym co na co dzień pisałam tu, a menu festiwalowe to pyszne ryby, nieoczywiste mięsne połączenia i piękne, choć wydawać by się mogło - proste desery. do tego wnętrze, w którym zawsze ma się ochotę zostać na chwilę dłużej i obsługa, która nienachalnie zapyta o Wasze wrażenia, opowie o menu, podpowie co wybrać. jeśli równie mocno lubicie ładne miejsca i dobre jedzenie, na pewno będziecie zadowoleni. a po deserze jeszcze spacer w słońcu, które cieszy najmocniej, gdy wraca między chmurami po wiosennym deszczu.

na przystawkę spróbowaliśmy wędzonego dorsza na kruszonym groszku (przypominającym puree) z marynowanymi mulami. i o ile fanami marynowanych muli nie będziemy (świeże zdecydowanie wygrywają), tak dorsz w połączeniu z delikatnym groszkiem smakował naprawdę pysznie. no i nie mogłabym nie wspomnieć o tym kwiecistym talerzu, jest piękny! w menu drugim jeleń sous-vide z kruszonką z parmezanu i grejpfruta i delikatna espuma z panchetty. jakkolwiek trudne by nie były te nazwy - ten cytrusowy dodatek robi tu robotę, a mięso było smaczne - i to mówię ja, która za mięsem nie bardzo przepada.

na danie główne smażona świeża makrela z puree z buraka i kuskusem z curry. po raz kolejny rybny talerz w Pelicanie smakował mi najbardziej. i nie wiem czy to już moja słabość do rybnych dań, czy jednak ta makrela była taka dobra, a może jedno i drugie. w menu drugim kaczka z karmelizowaną cykorią, marynowana czerwona kapusta i ziemniaki. brzmi klasycznie, ale na pewno zaskoczy Was smakiem, ja jednak zdecydowanie wybieram talerz z makrelą, kaczka to nie moje smaki.

no i deser. czy duet marchewki i mango może się udać? nawet bardzo. zwłaszcza jeśli to słodkie marchewkowe ciasto i owocowy orzeźwiający sorbet. kolorystycznie też się dopasowali całkiem nieźle! na drugim talerzu mocno czekoladowe brownie z karmelem i lodami, czyli milion słodkich kalorii, o których śni się w niedzielne przedpołudnie. obowiązkowo z kubkiem kawy. gdyby ktoś z Was miał jeszcze wątpliwości czy warto wybrać się na Restaurant Week... to spójrzcie na to czekoladowe królestwo skąpane w karmelu, z gałką lodów żeby ostudzić te wszystkie słodkie emocje. słowo daję, że zakochacie się w tej porcji czekoladowości serwowanej w Pelicanie.




menu 1
wędzony dorsz, marynowane mule, kruszony groszek, dresing sezamowy
kacza pierś z patelni, cykoria karmelizowana z jałowcem i pomarańczą, marynowana czerwona kapusta, ziemniaki
ciasto marchewkowe, krem chantilly, sorbet mango

menu 2
udziec z jelenia sous-vide oprószony czarnym pieprzem, espuma z panchetty, kruszonka z parmezanu i grejpfruta
smażona świeża makrela, puree z buraka, cous-cous curry C
czekoladowe brownie, sos toffie, lody waniliowe

to już naprawdę ostatni moment na rezerwację stolików, bo festiwal kończy się jutro. wszystkie informacje znajdziecie na stronie RESTAURANT WEEK.