niedziela, 24 sierpnia 2014

szarlotkowe niby banały - sypana

szarlotka z okruszków i utartych na grubych oczkach kawałków kwaśnych jabłek. spisałam na nią przepis na białym świstku papieru, koślawymi literami, to było w dzieciństwie. szarlotka nazywała się  sypaną i jestem prawie pewna, że zobaczyłam ją w porannej 'kawie czy herbacie'. mówili, że jest strasznie łatwa i wychodzi każdemu. i mi nie wyszła. cała blacha jabłek taplających się w maśle i kaszy manny trafiła do kosza. trochę mi było żal, trochę czułam się oszukana, taki to smutny zawód kilkulatka. od tamtej pory z nieufnością spoglądałam na receptury na sypane szarlotki, które robi się w mig i które zawsze się udają. i pewnie wciąż tak by było, gdyby nie taka jedna wegańska (weganką nie jestem) w jednej z gdyńskich piekarni, której nie potrafię się oprzeć. składa się praktycznie z samych jabłek i cukrowej skorupki na wierzchu. pomyślałam, że musi mieć w sobie coś z szarlotki sypanej i przy okazji weekendu w Domu namówiłam Mamę do jej upieczenia. i jest pyszna, jeszcze ciepła, napakowana po brzegi słodkimi jabłkami z cynamonem i gruszką. zachcianka spełniona. sypana odczarowana.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

maliny, jeżyny.. i tak codziennie

na śniadanie koniecznie kawa. 250ml kofeiny z dużą ilością mleka i szczyptą cukru. codziennie. i jeszcze owoce o każdej porze roku. lubię tą sezonowość kwaśnych pomarańczy, ulubionych moreli i fig, słodkich malin brudzących palce na różowo. a w kwestii sezonowości lato po prostu nie ma sobie równych! i lubię tą dziecinadę jak na obrazku z Amelii (o tym).

niedziela, 17 sierpnia 2014

na wsi jak w raju

wiadro szczęścia, kilka misek, durszlaków i kubków. na kilka(naście) słoików dżemów i musów. na kilka pudełek lata w zamrażarce. i jak tu być cierpliwą, gdy jeżyny na krzakach się czernią, ale wciąż kwaśne jak diabli!

wtorek, 12 sierpnia 2014

mleczny pudding z tapioki

białe kulki tapioki przeleżały w kuchennej szufladzie kilka długich miesięcy. co jakiś czas smutna paczka wpadała mi w ręce, gdy czegoś szukałam. kilka razy wyciągałam ją na blat z myślą "zrobię dziś coś dobrego", później przeglądałam przepisy i z powrotem wrzucałam ją do szuflady. dobra, niedobra? a co jak się nie uda? udało się, w dodatku było prościej i smaczniej niż się spodziewałam. kulki zrobiły się miękkie i przezroczyste, a całość smakowała jak najlepszy budyń. z (jak sądzę) ostatnimi tego lata truskawkami.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

jak śliwka w kompot, knedle!

comfort food, kojące, lepkie, rozgrzewające. takie jedzenie, które przywołuje na myśl same dobre rzeczy i same dobre chwile. ciepłe śliwki z ciemną obwódką skórki schowane w najzwyklejszym cieście z ziemniaków i posypane brązowym cukrem. knedle, domowe, najlepsze na świecie. jadłam je jak byłam mała, jem jak jestem duża i mam 100% pewności, że nigdy się nie znudzą. słodko kwaśne śliwki już są, można lepić!

czwartek, 7 sierpnia 2014

nie jest słodko, keks z pomidorkami

keks zawsze był dla mnie synonimem słodkiego ciasta, z kawałkami kandyzowanej pomarańczowej skórki i innych małych pysznych kawałków. ciasto dzieciństwa, pieczone przez Mamę, zjadane na imieninach którejś z cioć, teraz nieco zapomniane. i tu niespodzianka - wcale nie takie retro, bo wytrawne keksy co rusz migają mi na kulinarnych stronach. też chciałam spróbować jak smakuje bez cukru i bez niezastąpionych kandyzowanych słodkich jak ulepki owoców - i wyszło nieźle. takie wytrawne ciasto napakowane suszonymi pomidorami.

środa, 6 sierpnia 2014

mamy lato, wolno nam więcej!

możemy pozwolić sobie na bezkarnie długie spacery, ja i cztery łapy szczęścia - małe i wredne, ale tak kochane, że idzie wybaczyć nawet pobudki o 5 nad ranem. czasem nawet udaje się pospać do 9, gdy akurat nie trzeba iść do pracy. a czasem nawet jeśli trzeba - i tak siedzi się z najlepszymi na świecie przyjaciółmi na plaży tak długo aż będzie środek nocy.

wtorek, 5 sierpnia 2014

lodowe lizaki z owoców

w podstawówce je uwielbiałam - zmrożone na kamień, w podłużnych woreczkach, zielone, żółte. kupowane w szkolnym sklepiku i zjadane między plastyką a przyrodą - lody wodne. kosztowały 50 groszy i podejrzewam, że składały się wyłącznie z chemii, ale wszyscy wcinali aż im się uszy trzęsły. taki urok kilkulatka. później mi przeszło, lepsze od wodnych stały się kremowe lody na bazie mleka. big milki to było to! a teraz znów mam ochotę na lody wodne. tylko domowe, 100% owoców. w sezonie letnim prym wiodą truskawkowe. ale nie dalej niż krok za nimi są wszystkie inne smaki. zmrożony melon? super! banany?

jeśli zmiksujemy owoce i skorzystamy ze sprytnych pudełeczek na lody na patyku to zmrożą się mocno i może nawet będą miały igiełki lodu - taki urok. ale jeśli będziemy robić je w jednym większym pudełku i w czasie pierwszych godzin mrożenia miksować blenderem co jakieś pół godziny, to wodnych igiełek unikniemy i lody będą bardziej jednolite i delikatne. prawda jest jednak taka, że w upał wszystkie będą znikać z zamrażarki w mig!