poniedziałek, 29 grudnia 2014

pomarańcze, czekolada i kukbuk

świąteczna atmosfera nie mija. nawet jeśli te najważniejsze trzy dni już minęły. też ekscytuję się tymi pierwszymi puchatymi zaspami śniegu i dużo myślę o bardzo czekoladowym cieście z pomarańczą, wertuję (od przodu i od ostatnich kartek) specjalne wydanie Kukbuka i piję dużo herbaty z cytryną bez cukru. taki grudzień lubię.

czwartek, 25 grudnia 2014

piątek, 19 grudnia 2014

w sklepie z marzeń

byłam tu: ScandiLoft i było pięknie.

niedziela, 14 grudnia 2014

czekoladowe ciastka i masło orzechowe na dokładkę

ten czas pomiędzy końcówką jesieni a początkiem zimy ma w sobie jeszcze resztki zieleni. ma w sobie też dużo zapotrzebowania na słodką czekoladę napakowaną po brzegi magnezem (no dobrze, wiem przecież, że wcale nie tak po brzegi, ale ta myśl działa jakoś tak usprawiedliwiająco). jeśli dodać do tego masło orzechowe, to powstaje już całkiem pyszna ciasteczkowa opcja. można upiec dla Kogoś całą blachę tych czekoladowych ciastek, później zapomnieć je ze sobą zabrać, żeby wracać się z wpół drogi po pudełko zostawione na brzegu kuchennego blatu.. a później robić razem girlandę w opcji mini mini i te niedoskonałe zdjęcia na sopockim tarasie. ja bym tak mogła codziennie!

czwartek, 11 grudnia 2014

pudełko pełne zdrowia

fot. zdrowy box
zanim trawniki przysypie kilkucentymetrowa warstwa śniegu - jeszcze okruszki mojej jesieni. tym razem zamknięte w papierowym pudełku. zdrowy box, bo o nim mowa - to subskrypcyjna pyszna niespodzianka, którą co miesiąc możemy dostać wprost do domu. nie trzeba nawet wychylać nosa na mróz, by cieszyć oczy i kubki smakowe tymi cudami. dzięki boxowi upiekłam pyszny czystoziarnisty chleb, spróbowałam m.in. warzywnego smarowidła od pitu pitu, lipowej lemoniady i lnianego oleju, i co najbardziej przypadło mi do gustu - zdrowego baton Aloha od zmiany zmiany, mistrzostwo świata!

środa, 10 grudnia 2014

prezenty niekoniecznie jadalne

fot. ScandiLoft
pudełka i pakunki pełne kolorów, zapachów, ładnych form i niebanalnych kantów. wybrałam kilka pięknych rzeczy, które sama chciałabym znaleźć pod choinką. 8 pomysłów niekoniecznie na temat, bo tylko jeden kulinarny. wszystkie piękne.

czwartek, 4 grudnia 2014

pieczona jaglanka z gruszką

na niesłowa jesienne jest ciepłe śniadanie, słodkie od gruszek i lepkie od jaglanej kaszy. z okruszkami lawendy. z kompotem żurawinowym. ostatnio podobno wypada zajadać się jaglanką i bardzo mi się ta moda w garach podoba. wyjadam łyżką prosto z foremki, zanim ostygnie. a jak już jest zimne, to smakuje jak pyszne ciasto. fajna ta jaglanka na 1000 sposobów.

niedziela, 23 listopada 2014

cud miód box!

są takie pudełka, które potrafią wywołać niejeden wielki uśmiech i niejeden cichy pomruk zadowolenia. te pudełka to CUD MIÓD BOX - smaczna idea niespodzianki schowana między skrawkami papieru. pięć pysznych produktów od lokalnych, polskich, (najczęściej niewielkich) przedsiębiorstw. zawsze jest pysznie i zawsze z kolorami. a sprawcami całego zamieszania jest Asia i Krzysztof, którzy miesiąc w miesiąc wyszukują coś co zadziwi, oczaruje i posmakuje. i udaje im się to wyśmienicie.

wtorek, 28 października 2014

chlebek dyniowy raz!

sama nie wiem czy bardziej lubię dynię na słodko czy na słono. upieczona w przyprawach na ostro smakuje pysznie, najlepiej z ziemniakami i pietruszką jako połowa obiadu. ale słodka dynia nie jest nawet krok za nią. w dzieciństwie jadłam zupę mleczną dynia + ryż, rety jakie to było pyszne! posypane okruszkami cukru. teraz jednak częściej jadam dynię w cieście, z tym specyficznym posmakiem, z chrupiącymi orzechami i tumanem cukru pudru sypniętym z góry. lubię też dyniowe słoiki, ale nie te gdzie kawałki taplają się w occie, ale te pt. słodka dyniowa konfitura. i lubię słodki rytuał pt. ciasto na weekend i ostatnio upiekłam dyniowy chlebek (albo ciasto, zwał jak zwał), który jest pyszny i nie można się doczekać aż ostygnie!

niedziela, 12 października 2014

ciasto na niedzielę - jagielnik

o kaszy jaglanej zdarza mi się słyszeć same dobre rzeczy. że zdrowa, że smaczna, że na słono i słodko być może. u mnie na słodko. gotowana na mleku, w słodkim jaglanym puddingu, albo w cieście. nazwałabym je ciastem śniadaniowym, bo gruby plaster posmarowany żurawinową konfiturą smakuje bardzo i słodki głód zaspokaja na długo.

piątek, 10 października 2014

Figa i figi

znajduję jeszcze na straganach jesienne figi ubrane w fiolety. układam je na kromkach chleba z pleśniowym serem i polewam słodkim miodem. Figa też lubi figi, zresztą ona swoim ciekawskim nochalem zawsze ma ochotę zaglądać w talerze. więc tak sobie jemy jesień, figową. i marzymy  o słoiku francuskiej figowej konfitury.

wtorek, 7 października 2014

czytam sobie - Moja mała francuska kuchnia

jesienią wieczory niebezpiecznie zyskują na długości, powroty z pracy szczypią zimnem w uszy i wzmagają marzenie o misce ciepłej zupy. albo o pucharku zapiekanej kaszy manny. jesienią kupuję więcej cytryn i pierwszy tego roku imbir. lubię te szarawe wieczory i poranki z kubkiem herbaty z pigwą i z piękną książką. zadrukowany papier poprzekładam między palcami, gorący kubek robi się zimny i pusty i można sobie pomarzyć o francuskich widokach, zapachach i smakach. i choć Francja nigdy nie była w moich marzeniach - to po tych wszystkich minutach spędzonych nad wertowaniem 'Mojej małej francuskiej kuchni' mam na nią wielką ochotę.

sobota, 20 września 2014

najprostsza drożdżówka nie tylko na jesień

co roku to samo. że jesień, że wrzesień - że swetry coraz grubsze, herbaty coraz cieplejsze, a ochota na dynię i śliwki coraz większa. słońce grzeje mniej i zdradliwe jest okrutnie, gdy zaufa mu się za mocno i nie zabierze na spacer choćby cienkiej kurtki. co roku to samo - do znudzenia powtarzane, że lato się kończy, że za szybko, że za zimno. koło się zamyka. lubię te jesienne rytuały (w trzech pozostałych porach roku też lubię). brakuje mi nawet trochę nowego zestawu cienkopisów, kilku kolorowych zeszytów z ładnymi okładkami, zapachu papieru i farby drukarskiej. nawet mi brakowało, ale mania zbierania znów sprawiła, że zeszyty kupuję kilka razy w roku, jeśli tylko trafię na jakiś ładny i nie jestem w stanie sobie odmówić tej kilkuzłotowej przyjemności, nowe pudełko na długopisy też mam, tylko podręczniki zamieniły się na nowe książki zapełniające pękającą w szwach półkę. jestem czytelnikiem głównie pociągowym (autobusy odpadają, bo wraz z pożegnaniem wieku dziecięcego zapomniałam pożegnać się z chorobą lokomocyjną), ale i domowym. lubię ta bezpretensjonalną jesienną przyjemność czytania z kubkiem cynamonowej herbaty i nieprzyzwoicie dużym kawałkiem domowej drożdżówki z kruszonką i dżemem od Mamy.

niedziela, 14 września 2014

weekendowe małe rzeczy

niedziele (jeśli nie trzeba o poranku wstać do pracy) mają swoje przywileje. nieprzyzwoicie długie przesiadywanie w piżamie z książką, leniwie długie śniadania. albo rześkie poranne spacery z psem nad staw. nowy numer wysokich obcasów z kiosku pod blokiem, najlepsze na świecie figi i dyniowe plany na obiad. czas płynie jakoś wolniej.

niedziela, 24 sierpnia 2014

szarlotkowe niby banały - sypana

szarlotka z okruszków i utartych na grubych oczkach kawałków kwaśnych jabłek. spisałam na nią przepis na białym świstku papieru, koślawymi literami, to było w dzieciństwie. szarlotka nazywała się  sypaną i jestem prawie pewna, że zobaczyłam ją w porannej 'kawie czy herbacie'. mówili, że jest strasznie łatwa i wychodzi każdemu. i mi nie wyszła. cała blacha jabłek taplających się w maśle i kaszy manny trafiła do kosza. trochę mi było żal, trochę czułam się oszukana, taki to smutny zawód kilkulatka. od tamtej pory z nieufnością spoglądałam na receptury na sypane szarlotki, które robi się w mig i które zawsze się udają. i pewnie wciąż tak by było, gdyby nie taka jedna wegańska (weganką nie jestem) w jednej z gdyńskich piekarni, której nie potrafię się oprzeć. składa się praktycznie z samych jabłek i cukrowej skorupki na wierzchu. pomyślałam, że musi mieć w sobie coś z szarlotki sypanej i przy okazji weekendu w Domu namówiłam Mamę do jej upieczenia. i jest pyszna, jeszcze ciepła, napakowana po brzegi słodkimi jabłkami z cynamonem i gruszką. zachcianka spełniona. sypana odczarowana.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

maliny, jeżyny.. i tak codziennie

na śniadanie koniecznie kawa. 250ml kofeiny z dużą ilością mleka i szczyptą cukru. codziennie. i jeszcze owoce o każdej porze roku. lubię tą sezonowość kwaśnych pomarańczy, ulubionych moreli i fig, słodkich malin brudzących palce na różowo. a w kwestii sezonowości lato po prostu nie ma sobie równych! i lubię tą dziecinadę jak na obrazku z Amelii (o tym).

niedziela, 17 sierpnia 2014

na wsi jak w raju

wiadro szczęścia, kilka misek, durszlaków i kubków. na kilka(naście) słoików dżemów i musów. na kilka pudełek lata w zamrażarce. i jak tu być cierpliwą, gdy jeżyny na krzakach się czernią, ale wciąż kwaśne jak diabli!

wtorek, 12 sierpnia 2014

mleczny pudding z tapioki

białe kulki tapioki przeleżały w kuchennej szufladzie kilka długich miesięcy. co jakiś czas smutna paczka wpadała mi w ręce, gdy czegoś szukałam. kilka razy wyciągałam ją na blat z myślą "zrobię dziś coś dobrego", później przeglądałam przepisy i z powrotem wrzucałam ją do szuflady. dobra, niedobra? a co jak się nie uda? udało się, w dodatku było prościej i smaczniej niż się spodziewałam. kulki zrobiły się miękkie i przezroczyste, a całość smakowała jak najlepszy budyń. z (jak sądzę) ostatnimi tego lata truskawkami.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

jak śliwka w kompot, knedle!

comfort food, kojące, lepkie, rozgrzewające. takie jedzenie, które przywołuje na myśl same dobre rzeczy i same dobre chwile. ciepłe śliwki z ciemną obwódką skórki schowane w najzwyklejszym cieście z ziemniaków i posypane brązowym cukrem. knedle, domowe, najlepsze na świecie. jadłam je jak byłam mała, jem jak jestem duża i mam 100% pewności, że nigdy się nie znudzą. słodko kwaśne śliwki już są, można lepić!

czwartek, 7 sierpnia 2014

nie jest słodko, keks z pomidorkami

keks zawsze był dla mnie synonimem słodkiego ciasta, z kawałkami kandyzowanej pomarańczowej skórki i innych małych pysznych kawałków. ciasto dzieciństwa, pieczone przez Mamę, zjadane na imieninach którejś z cioć, teraz nieco zapomniane. i tu niespodzianka - wcale nie takie retro, bo wytrawne keksy co rusz migają mi na kulinarnych stronach. też chciałam spróbować jak smakuje bez cukru i bez niezastąpionych kandyzowanych słodkich jak ulepki owoców - i wyszło nieźle. takie wytrawne ciasto napakowane suszonymi pomidorami.

środa, 6 sierpnia 2014

mamy lato, wolno nam więcej!

możemy pozwolić sobie na bezkarnie długie spacery, ja i cztery łapy szczęścia - małe i wredne, ale tak kochane, że idzie wybaczyć nawet pobudki o 5 nad ranem. czasem nawet udaje się pospać do 9, gdy akurat nie trzeba iść do pracy. a czasem nawet jeśli trzeba - i tak siedzi się z najlepszymi na świecie przyjaciółmi na plaży tak długo aż będzie środek nocy.

wtorek, 5 sierpnia 2014

lodowe lizaki z owoców

w podstawówce je uwielbiałam - zmrożone na kamień, w podłużnych woreczkach, zielone, żółte. kupowane w szkolnym sklepiku i zjadane między plastyką a przyrodą - lody wodne. kosztowały 50 groszy i podejrzewam, że składały się wyłącznie z chemii, ale wszyscy wcinali aż im się uszy trzęsły. taki urok kilkulatka. później mi przeszło, lepsze od wodnych stały się kremowe lody na bazie mleka. big milki to było to! a teraz znów mam ochotę na lody wodne. tylko domowe, 100% owoców. w sezonie letnim prym wiodą truskawkowe. ale nie dalej niż krok za nimi są wszystkie inne smaki. zmrożony melon? super! banany?

jeśli zmiksujemy owoce i skorzystamy ze sprytnych pudełeczek na lody na patyku to zmrożą się mocno i może nawet będą miały igiełki lodu - taki urok. ale jeśli będziemy robić je w jednym większym pudełku i w czasie pierwszych godzin mrożenia miksować blenderem co jakieś pół godziny, to wodnych igiełek unikniemy i lody będą bardziej jednolite i delikatne. prawda jest jednak taka, że w upał wszystkie będą znikać z zamrażarki w mig!

środa, 30 lipca 2014

pierogi z jagodami

ulepione przez Mamę (bo nikt nie zrobi lepszych). napakowane latem, zakończone idealną falbaną z bladego ciasta. pierogi z jagodami. wakacyjny klasyk. codziennie przechodząc obok baru mlecznego słyszę to hasło krzyczane przez panią w białym fartuchu i uśmiecham się wtedy pod nosem "pierogi z jagodami raz"... ja mam swoje w domu, razy kilka.

czwartek, 24 lipca 2014

kwiaty cukinii i tarta z kozim serem

cukinia z pola. okrągła, kanciasta, żółta, zielona, każda pyszna. i jeszcze kilka kwiatów nazrywanych o poranku. wszystko zapieczone na kruchym cieście. wytrawne tarty (i tarty w ogóle) nigdy nie wcześniej nie pojawiały się tak często w moim piekarniku, ale odkąd odkryłam jakie to proste, smaczne i efektowne - ekspansja tart trwa!

wtorek, 22 lipca 2014

błogość, porzeczki, piknik i Poświatowska


takie lato lubię. czytam o Poświatowskiej w podmiejskim pociągu, w samochodzie w drodze do domu, czytam przed snem zmęczona padając na kwiecista poduchę. a wcześniej jeszcze piekę ciasto. po brzegi wypełnione latem, tęsknotą i miłością (bo ta czerwień taka krwista). kwaśne to ciasto jak diabli (zanim spadnie na nie garstka cukru pudru), ale przez to takie pyszne. z kulką śmietankowych lodów mogłabym jadać codziennie na śniadanie prawie bez wyrzutów sumienia. mogłabym też codziennie zabierać je na pikniki przy plaży, z ludźmi, którzy się dużo uśmiechają.

sobota, 19 lipca 2014

najlepsza pizza w mieście!

z salami, mascarpone i świeżą rukolą. z mozzarella i pomidorkami. i kawa - mistrzostwo świata. lubię to miejsce nieprzyzwoicie mocno.

środa, 16 lipca 2014

burgery jaglano marchewkowe

teraz niemal każdy lokal musi mieć w swoim menu burgera, taka moda. nie wiem czy każdy bloger też musi mieć, ale jaglane burgery w wersji piknikowej, składane naprędce na trawie w środku miasta, są pyszne. słodka marchewka, słona feta, pietruszka, obowiązkowa sałata i świeży ogórek. i ostry sos żeby było bardziej wyraziście.

poniedziałek, 14 lipca 2014

poniedziałek w błękicie

poniedziałek jak poniedziałek, pracy za dużo, ludzie wokół rozdrażnieni, bo przecież weekend skończył się za szybko, poranek ciepły, ale pochmurny. i ona - królowa granola, gęsty jogurt i owocowy mus. i jak wisienka na torcie - ona - słodka truskawka. pierwszy raz jadłam granolę na mieście, nadmorską, bo gdyńską, w błękitach i słońcu. pyszne było, wrócę.

wtorek, 8 lipca 2014

ugotujmy sobie.. sernik z truskawkami

truskawki już coraz marniejsze. ostatnie sztuki przyniesione z ulubionego zieleniaka po drugiej stronie ulicy.. chociaż nie wszystkie słodkie i ładne, to cieszą i uciszają na chwile obawy, że "znów przyjdzie mi czekać na nie cały długi rok". i choć te ostatki bardziej nadają się do dżemu niż ciasta, to trudno odmówić sobie przyjemności przygotowania i zjedzenia go. a jeśli z listy ulubionych usunąć pieczony sernik Mamy z brzoskwiniami i kruszonka - to ten jest najlepszym sernikiem na zimno na świecie. nie chcę wiedzieć ile ma kalorii i czy przypadkiem nie za dużo, ale smakuje jak słodkie kremowe mascarpone, z kwaskowatymi truskawkami, nie ma lepszego.

poniedziałek, 7 lipca 2014

przyjemne i przyjemne

wpadłam w wir niedoskonałych telefonicznych obrazków. przyjemności często nie mają u boku aparatu, ale mają komórkę, która te chwile złapie. ostatnie miesiące do lubienia, kolorowe.
od lewej do prawej: leniwy poniedziałek z psiołapką / mój pierwszy opener i wymarzony nocny koncert Lykke Li / Ani zapach truskawek / niedzielny kawowy Sopot / agrest, kwaśne porzeczki, kruche ciasto i gwiazdki / wege burger na mieście / enjoy the little things / nietoperek jeszcze taka mała/ piknik w środku miasta

środa, 2 lipca 2014

czupryna ananasa i koktajl słodki jak zawsze

tak mi to lato zakręciło w głowie. te zwyczajne codzienne gadki o truskawkach, morelach, czereśniach, jagodach i innych dobrociach jakoś wcale mnie nie nudzą. bo każda część dnia mogłaby być owocowa. napakowany witaminami smoothie, pierogi z truskawkami, kruche ciasto pełne kwaśnych porzeczek i agrestu, codzienne musli albo owsianka z garstką owoców.

poniedziałek, 23 czerwca 2014

burak i feta, tarta w mig


drugie śniadanie na trawie? w środku miasta? w środku tygodnia? proszę bardzo. z zielonym groszkiem i najlepszą słodko - słoną tartą z buraczków i fety. odrobina ziół, wiosenna (w sumie już letnia) trawa i Gdańsk jaki lubię. nawet jeśli z humorzastym słońcem i zbyt małą (jak na czerwcowy dzień) ilością kresek w termometrze. dobre było i nawet deszcz nie spadł.

czwartek, 12 czerwca 2014

mam lato

jest takie jak być powinno. ze słońcem, nadmiarem słodkich owoców, dwutygodniowym najprawdziwszym urlopem od pracy, niedoczytanymi książkami, z kubkami i gałkami zimnych lodów.

poniedziałek, 9 czerwca 2014

dziewczyna z makiem. albo z truskawkami.

czerwień na dziewiąty dzień czerwca. słodka, intensywna, jak szczęście, które chce się kilogramami upychać do kieszeni przyciasnych granatowych jeansów. truskawki i mak, soczyście zielona trawa i słońce co rumieni poliki i maluje piegowate kropki na nosie. co roku (2013, 2012, 2011, 2010) powtarzam, że lubię tą wiosenno letnią połowę roku. czasem bywa trudna i przytłaczająca, innym razem napakowana uśmiechem i beztroską. tym razem trochę niepewna, zmartwiona i senna, z niedoborem żelaza i bezinteresownego dobra. ale jest, wyczekany dziewiąty, który dla mnie zawsze coś znaczy, choć nigdy nie był powodem do podsumowań i wyliczeń. zamiast tego wybieram podwójną porcję lodów pistacjowych w najlepszej lodziarni w mieście, dzisiaj mogę!

wtorek, 3 czerwca 2014

szparagi odczarowane

jest jeszcze ostatni moment na szparagi, widziałam dziś w zieleniaku, więc nie kłamię! zielone i białe badyle, którymi wszyscy wokół zdawali się zachwycać w tym krótkim sezonie urzekły i mnie. i to razy pięć. bo tyle dań przygotowałam w jedno popołudnie w akademii kulinarnej. z łososiem na maśle - przepyszne. z tagliatelle i sosem z dodatkiem pasty truflowej.. w sałatce z pieczonym burakiem i rukola.. zapieczone w cieniutkiej szynce, umoczone w żółtku jajka. gdyby kubki smakowe potrafiły podskakiwać ze szczęścia to w tych kilku szparagowych momentach tak pewnie by było.

jest prosto.

szparagi zapiekane w szynce
i maczane w jajku

pęczek szparagów
szynka
jajko
pęczek szparagów pozbawia się zdrewniałych końcówek i gotuje się w osolonej wodzie aż lekko zmiękną. owija się je w cieniutka szynkę i układa na blaszce. zapiekanie to kwestia kilku minut, szczególnie, że szparagi wcześniej zmiękły. ugotowanie jajka tak by było idealnie płynne w środku i ładnie oddzieliło się od białka bez rozlania to już większa trudność, ale są tacy, którym udaje się za pierwszym razem (: układamy na talerzu, maczamy, zjadamy.

/za odczarowanie dziękuję Kamilowi z Fumenti

poniedziałek, 2 czerwca 2014

truskawki, groszek, czerwiec

maj był jak klaśnięcie w dłonie, minął szybko, przytłoczył smutnymi wydarzeniami, potrzebował potrójnej porcji śmietankowych lodów i dobrych słów. i nie ma. jest za to szósty w rocznej kolejności - mój ulubiony czerwiec. urodzinowy, słodko oblepiający palce sokiem z truskawek, ten z wytęsknionymi piegami na nosie. z chrupiącym zielonym groszkiem, młodymi ziemniakami z kefirem i fasolką szparagową. może nawet blogowanie zacznie przytłaczać jakoś mniej - bo ostatnio cały ten świat zaczął się kręcić w jakaś dziwna stronę i trzeba było na chwilę wysiąść.

wtorek, 13 maja 2014

czwartek, 1 maja 2014

niebieski ser, słodka gruszka - taka tarta!

lubię gotować, ale zdecydowanie bardziej lubię jeść. to straszliwa frajda, gdy inni gotują dla mnie. nie zdarza się to wcale często, pewnie dlatego sprawia aż taką przyjemność. ta tarta powstała na jeden z trójmiejskich pikników*, czyli ten przyjemny czas, gdy mogę próbować co inne bardzo kreatywne osoby napieką i ugotują. słodka gruszka to para idealna do lekko ostrego sera, do tego kilka ziaren chrupkiego słonecznika i ciasto francuskie. do kawałka tarty dodaje się zakaz liczenia kalorii i przyjemność gotowa.

poniedziałek, 28 kwietnia 2014

słodki mój poniedziałku

żaden dzień tygodnia nie potrzebuje tyle osłodzenia co poniedziałek. podwójnej porcji kawy i kolorowych marshmallows. czasem nawet to nie pomaga i od samego rana włosy nie chcą się ułożyć, winda z 8 piętra jedzie za wolno, podmiejski pociąg spóźnia się o trzy cenne minuty, kanapki w pracy są suche i mdłe, brakuje czekolady i magnezu. zdarzają się też poniedziałki jak dziś - wolne od pracy, codziennych obowiązków, wyznaczonych godzin i zadań. poranna kawa smakuje jakoś bardziej, płatki z mlekiem przyjemnie chrupią, włosy się układają, nie trzeba się spieszyć. czasem się tak zdarza. pięknego dnia!

wtorek, 22 kwietnia 2014

czekolada x1000000, sezamie otwórz się

moja ulubiona siostra upiekła ciasto, które jest totalnie mistrzowskie. kruchy mocno czekoladowy spód, grrruba warstwa czekoladowego kremu, chrupkie migdały z białą czekoladą i pokruszoną chałwą. mały kawałeczek zaspokaja cukrowy głód, uszczęśliwia i absolutnie rozsładza dzień. nie mogę się doczekać aż znajdę pretekst, by znów je zrobiła!

poniedziałek, 14 kwietnia 2014

mam!

tylko jeszcze nie wiem z czym to się je..((-:

środa, 9 kwietnia 2014

biała czekolada i żurawina, czyli kłopotki

prawie senny wieczór, puchata kołdra (lub zamiennik koc), ostygnięta już herbata, książka. kto tego nie zna? lubię te leniwe chwile, lubiłabym jeszcze bardziej, gdyby tylko zdarzały się częściej. ale codzienność pędzi, z dorosłym życiem powroty do domu są coraz późniejsze, wieczory coraz krótsze. obowiązków i kłopotów jakby więcej. i choć wraz z dorosłością wyrosłam już ze zdrobnień, bo irytują mnie i wkurzają, ale czasem są nieuniknione i jakieś takie ciepłe, potrzebne. ciastka mogą być ciasteczkami, mogą być też kłopotkami. z żurawiną i białą czekoladą, w przypływie słodkości z kajmakiem. tyle szczęścia. na kłopoty małe i duże. zagniatanie ciasta, formowanie, pieczenie, otulający zapach, chrupanie - wszystko to działa jak należy.

środa, 2 kwietnia 2014

malinowe czary mary, czary tarta

już wiem dlaczego autorka malinowo owsianej tarty skomponowała ją z wyjątkowo szarym niebem. taki był właśnie dzień, gdy wyciągnęłam z zamrażarki jedno z ostatnich pudełek mrożonych malin, pokruszyłam białą czekoladę i na niewielką kuchenną wagę wsypałam mąkę i płatki. odkroiłam spory kawałek z bryłki masła, ulepiłam kruchy spód, posypałam owocami, słodką kruszonką i niezwykle mocno uśmiechałam się, gdy te wszystkie składniki zamieniły się w jedną całość. w jedną pyszną tartę. a później wyszło słońce, naprawdę! czary jakieś!

niedziela, 30 marca 2014

sezon na lody uliczne uważam za otwarty!

w mieście Praga. pistacje, grejpfrut, orzechy. Ovocný Světozor bardzo na tak!

poniedziałek, 24 marca 2014

słodko kwaśna tarta limonkowa

owsiany spód z ciasteczek, chrupkie brzegi i kwaśne kremowe limonkowe wnętrze - to moja tarta. na wiele okazji i na wiele słodkich chwil. taka zupełnie najprostsza, z 5 składników, a nieprzyzwoicie pyszna, jeśli tylko lubi się zielone i słodko kwaśne. jak na tartę przystało jej wysokość nie przekracza kilku centymetrów, ale niczego jej nie brak!

wtorek, 18 marca 2014

słoik ananasa i 4 truskawki, taka zima!

moja słabość do kolorów wciąż trwa i jest wielka. jest tęsknotą za wiosną, za intensywną czerwienią truskawek i zieloną czupryną słodkich ananasów. i tych marcowych nie uważam za marne pocieszenie, ale za całkiem skuteczne ładowanie kolorystycznych baterii. może witaminowych też, bo braków i niedoborów przybywa z każdym kolejnym dniem zimy. ale to już niedługo, przecież śnieg stopniał, zazieleni się.

sobota, 15 marca 2014

domowa granola, chrupkie ochy i achy

wiele paczek musli i granoli trafiło do mojego sklepowego koszyka zanim zmobilizowałam się do wypiekania tych domowych. i teraz jestem oczarowana. bo naprawdę chrupie, bo jest słodkie i ma dokładnie tyle owoców i orzechów ile lubię. nie ma cukru, nie ma tłuszczu, ma miód i dużo moreli. teraz już rozumiem tych wszystkich, którzy domową granolą zachwycali się od dawna. pachnie pięknie, a z zimnym mlekiem smakuje tak, że och i ach.

poniedziałek, 3 marca 2014

wiosno chodź, mango i pomarańcze

wymyśliłam sobie w drodze do domu bukiet tulipanów i słodkie mango. tulipanów nie było, ale w zieleniaku czekało na mnie ostatnie dojrzałe najsłodsze słońce, ulubione.pół zjadłam obierając i krojąc, drugie pół wpadło do koktajlu. bez grama cukru, z połówką banana i pomarańczy. na tydzień pełen trosk, słoik szczęścia i witamin, dosłownie.

piątek, 21 lutego 2014

sernik, żurawina i chrupkie migdały

każdemu zdarza się czasem marudzić, kaprysić, pokazywać humorki. i tak sobie myślę, że z sernikami jest podobnie. wyrośnie, nie wyrośnie? opadnie czy nie? gdy je piekę najchętniej siedziałabym przed szybką piekarnika jak sroka wpatrzona w gnat i obserwowała. ale po pierwsze - półtorej godziny to trochę za długo, a po drugie - wolę nie zapeszać. drżącą ręką uchylam drzwiczki, czekam aż ostygnie. i oto jest - sernik z żurawiną, obsypany słupkami chrupkich migdałów. niczego mu nie brak, recepturę znam już na pamięć.

środa, 12 lutego 2014

appetit. o muzyce czy o jedzeniu? jedno i drugie!

ładne rzeczy lubię chować do pudełka, mieć tylko dla siebie, zaglądać, gdy mam ochotę. ładne rzeczy karmią moją wrażliwość, ładne dźwięki, wyjątkowe smaki. może być świeżo upieczona drożdżówka, może być garść wyłuskanych włoskich orzechów, albo szklanka soku z malin rozcieńczonego przegotowaną wodą. może być piosenka o miłości albo codzienności, o złości, radości, obojętnie, ale musi być taka, że chce się nacisnąć replay. lubię te dźwięki i te dni, gdy rwący skronie ból głowy zamienia się w małe przyjemności. w przydomowym zieleniaku kupiłam dziś batata, topinambur i dwie koślawe pietruszki, ugotuję obiad, który będzie bardzo zwykły i bardzo przy tym wyjątkowy, bo rozpieszczanie kubków smakowych to taka prosta przyjemność. mam dzień kiedy zupełnie nic nie muszę i nic mi nie trzeba, no może tylko spełnić ze 3 marzenia.