wtorek, 10 grudnia 2013

imbirowe pierniki, alboz z lukrem i orzechami

co roku przychodzi taka pora, że bez pierników ani rusz. korzenne zapachy wdzierają się niezapowiedziane, choć przecież doskonale wiadomo, że grudzień to cynamon, anyż, gałka muszkatołowa, cały zestaw zimowych przypraw. i wtedy pierniki trzeba upiec. schować do dużego słoja na świąteczny czas, a te, które się nie zmieszczą zjeść maczając w ciepłej herbacie z imbirem i kwaśną cytryną, może być nawet bez miodu.. grudniowe zachcianki są zdecydowanie piernikowe.

piątek, 22 listopada 2013

tiramisu, kasztany, dobre rzeczy

łuskane orzechy, wełniane czapki, pieczone kasztany, nagrzane podmiejskie pociągi, ciastka bez czekolady, najlepsze tiramisu i nadprogramowe zmęczenie. słodkie momenty, krótkie, za mało intensywne. niedosyt i pół puszki kremu z kasztanów. tuż przed zmarzniętą sobotą.

sobota, 16 listopada 2013

kruche ciastka z wodą różaną

turkusowe kalosze, różowe swetry, tak trzeba, bo inaczej można by zwariować od nadmiaru szarości, monotonnych blokowisk w kolorze beż, brązowych patyków zamiast drzew. od nadmiaru marudzenia też. więc malinowa herbata w termicznym kubku, 2 ciastka różane w kieszeni i pociąg do pracy o 4:46, nie ma że boli i że kołdra ciepła, że dzień zaczyna się za wcześnie. jest słodko.

czwartek, 14 listopada 2013

Gdańsk w Poznaniu, bo łączy nas miłość do jedzenia

poznałyśmy się w pośpiechu, spotkałyśmy się na chwilę, na urwane słowa, w wielkim zamieszaniu, na naszym blogowym śniadaniu na Targu Węglowym, a później było dużo uśmiechów. był Gdańsk i Poznań razem. były same miłe chwile, te z miłością do jedzenia i z miejskimi spacerami.

niedziela, 10 listopada 2013

ciastka, ciasteczka.. to niedługo

wieczorami wsypuję do kubka półtorej łyżeczki kawy i szczyptę cukru. rano dolewam wrzątku i mleka. dosypuję garść ulubionych orzechów do musli. mój budzik absolutnie zawsze dzwoni za szybko. pobudka. niedospane sny, kilka nieprzeczytanych książek, niedokończona klisza w aparacie, przesiąknięty deszczem parasol. jesienią wygrywają domowe obiady, tiramisu z kasztanowym kremem i różane ciasteczka, które się jutro upieką.

czwartek, 31 października 2013

cytrynowy sernik na czekoladowych ciasteczkach

ta jesień jest bardziej zabiegana niż każda inna w moim życiu. brakuje minut snu, godzin przyjemności. brakuje czasu na gotowanie, pieczenie, na zdjęcia, na spacery w rudo brazowych liściach, na pamiętanie o ważnych sprawach. ale listopad zapowiada się odrobinę spokojniejszy, to dobrze - będzie chwila by upiec cytrynowy sernik i wypić na dobranoc kubek kakao z cynamonem.

środa, 9 października 2013

jesienna konfitura z mirabelek lub innych śliwek

kiedy liści szurających pod butami coraz więcej, kiedy poranki, gdy o 6:13 wychodzę z domu są coraz ciemniejsze i coraz chłodniejsze.. to znaczy, że jesień. i wtedy potrzeba kojących dań na talerzu. potrzeba drożdżówki z dżemem i kubkiem ciepłej herbaty - razem doskonale umilają popołudnie. łyżka szczęścia, łyżka słońca - z mirabelek. nawet jeśli się trochę spóźniłam z recepturą na tą konfiturę - nic straconego! te żółte śliwki można zamienić na inne, ostatnie z pewnością znajdą się na straganach. a zimą taki słoik to dopiero będzie przyjemność!

poniedziałek, 30 września 2013

bardzo proste ciasteczka lawendowe

lawenda to potrafi zawrócić w głowie. zapachem, kolorem, malutkim bukietem w wazonie, okruszkami w maślanych ciastkach. albo najlepszą lemoniadą z cytryną. dzisiaj kruche serca do chrupania, w ostatnim czasie napiekłam ich tyle, że dziwię się, że nie mam ich dość. a nie mam!

piątek, 27 września 2013

tym kremem rozsłodzę sobie jesień

krówkowy krem jest trochę w kolorze jesieni. gdy patrzę za okno mojego pokoju, to korony drzew zaczynają mieć taki właśnie rudo brązowy odcień. to tylko jeden z powodów, dla których ten jesienny krem warto zrobić. ale prawda jest taka, że on jest po prostu pyszny i słodki i jeśli schowacie go w lodówce, to na pewno będziecie ciągle myśleć, że ona tam jest i że jak się ukradnie małą łyżeczkę, to pewnie nikt nie zauważy.

poniedziałek, 23 września 2013

dynia z kokosowym mleczkiem. na jesień.

ciągle mi się to przytrafia - przychodzi jesień, którą straszliwie lubię, a wraz z nią cały worek zarazków. czasem udaje mi się poprzestać na katarze, ale tym razem poszłam o krok dalej i na dwa dni okupowałam łóżko wychylając tylko nos spod kołdry. trzeciego dnia ugotowałam zupę. przyniosłam z zieleniaka najładniejszą dynię, kupiłam kokosowe mleczko, dosypałam ostrej papryczki i czerwonej czubrycy. tego mi było trzeba! lubię jesień za całe morze inspiracji. dosłownie, bo od morza dzieli mnie 15 minut spaceru. i za dynię lubię, za zimno mniej.

środa, 18 września 2013

cytryny i rozmaryn, wyjątkowość w drożdżówce

wystarczyło kilka zdań, nie za długa lista składników, przeliczenie drożdży suszonych na świeże, data pieczenia, data pisania. i wielka radość, że można robić coś razem (chociaż osobno). zużyłyśmy 4 szklanki mleka i aż szesnaście szklanek mąki, osiem jajek, 20 łyżek masła. tylko dodatki nas poróżniły, bo jedna nie miała w kuchni ani garstki orzechów i druga też nie miała, więc musiały dosypać płatków migdałów lub słonecznika, a trzecia nie znosi rodzynek, więc wrzuciła żurawinę. miłość do pieczenia, cytryny i rozmaryn - pozostały niezmienne. jedna receptura i cztery wyjątkowe drożdżówki - rozmarynowo cytrynowe. najlepsze!

wtorek, 10 września 2013

tarta jaglana z malinami na daktylowym spodzie

ciasto, nie ciasto? bez mąki, bez jajek i masła, bez użycia piekarnika. mimo wszystko ciasto. słodkie, uszczęśliwiające. takie, które można jeść bez większych wyrzutów sumienia. lepki migdałowo daktylowy spód, gruba warstwa kremu o smaku miodu i jaglanej kaszy i słodkie maliny. wpisałam tą tartę na listę moich ulubionych i nie mogę się doczekać kiedy przygotuję ją po raz kolejny.

niedziela, 8 września 2013

to pewne: ostatnie truskawki tego lata

tegoroczne truskawki nie wzbudziły we mnie tyle zachwytu co zwykle. były za mało słodkie, trochę bez smaku, zostawione na drugi dzień bardzo marniały i nadawały się jedynie do koktajlu. i okazało się, że mam na nie uczulenie, chociaż nieustannie staram się sobie wmówić, że może jednak nie, taki psikus. ale i tak będę za nimi tęsknić i z podekscytowaniem czekać na czerwcowe słodkie kule obsypujące stragany i zieleniaki. bo truskawki mają w sobie to coś!

poniedziałek, 2 września 2013

hello september ♥ jeżyny

za każdym razem, gdy czas przyspiesza i z sierpnia nagle robi się wrzesień, nieustannie mówię o ciepłych wełnianych swetrach, monotematycznie rozmyślam o ciepłej herbacie, o rześkich porankach, o kubkach słodkich malin i jeżyn, ustawiam na półkach słoiki gruszek. w tym roku nie jest inaczej, zrobiłam ostatnie ciasto z truskawkami i zjadłam pierwszą figę, jesień idzie i bardzo mi się to podoba. szczególnie jeśli będą mi w niej towarzyszyć pyszne owoce schowane w słoikach.

niedziela, 1 września 2013

#ilovegdn, śniadanie na targu

uwielbiam Gdańsk, bo to miasto, które nieustannie daje mi szansę na spełnianie marzeń. tych kulinarnych, oprószonych szczęściem i cukrem pudrem też. ostatnio moja kuchnia zamieniła się w małą manufakturę ciast i ciasteczek, piekarnik buchał ciepłem, było na słodko i na słono.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

gruszki z kokosowym kremem na kruchym cieście bez masła

takie ciasto, które się piecze, gdy w lodówce nie ma ani kawałka masła, a z koszyka wystają tylko ogonki trzech smutnych gruszek. gdy dzień deszczowy i poziom cukru niebezpiecznie spadł. godzinę później można już skubać okruszki, czytać książkę i tak zwyczajnie rozsłodzić sobie buzię.

niedziela, 25 sierpnia 2013

melon, kwiaty i falafel, czyli sałatka

lato nadziewam na widelec, maczam w sosie i zjadam ze smakiem. ma tyle kolorów, że nie mogłabym go nie lubić. ogórecznik, nasturcja, porwane liście sałaty, chrupiące kawałki ogórków, malinowe pomidory, słodki melon i kulki z cieciorki. niech to lato się nie kończy zbyt szybko.

środa, 21 sierpnia 2013

mus czekoladowy z lawendą na mleczku kokosowym

każdy tak czasem ma - że czekolada, że koniecznie teraz, że już, że trzeba zjeść choćby kostkę. bo inaczej to czekoladowość będzie tak wielka, że nie da się skupić myśli na niczym innym. tak jest i już. i tak było, gdy zobaczyłam recepturę na czekoladowy mus. wyczekałam co prawda do kolejnego dnia, by kupić i schłodzić kokosowe mleko, ale łyżeczkę musu musiałam spróbować zanim jeszcze zastygł. jednym słowem - jak mus to mus! czekoladowy.

poniedziałek, 19 sierpnia 2013

taki piękny dzień - Restaurant Day

jedna z gdańskich ulic była wczoraj bardzo słodka. w ramach Restaurant Day - jednodniowych  restauracji powstających na całym świecie, które otworzyć może każdy, otwarta została piękna cukiernia tuż przy Flisak'76. były słodkie, tarty, babeczki, rabarbar i limonka i maliny. uśmiechnięte dziewczyny ze Sweetie Pie zamieniały monety na talerzyki doprawionych cukrem smakołyków.

środa, 14 sierpnia 2013

jeżyny, maliny, mirabelki i.. kruche ciasto

zdarza mi się bywać w kulinarnym niebie, na przykład gdy dostaję miskę dojrzałych jeżyn. malują czerwone plamy na palcach i brudzą usta i nie mam dość póki nie ujrzę dna miski. słodko kwaśne. te drugie wykrzywiają buzię w grymas, a słodkie w uśmiech. do kompletu jeszcze garść malin. i ciasto - napakowane owocami po brzegi. wyklejone najbardziej nieidealną kratką, takie domowe.

wtorek, 13 sierpnia 2013

trójmiejska solniczka i najpiękniejszy piknik z deszczem i bez

przez ostatni tydzień potykałam się o kartony rozstawione po całym pokoju, zapisywałam listę rzeczy koniecznie do zrobienia, czekałam na kuriera, planowałam, knułam, układałam. bałagan był równie wielki jak radość na nadchodzący weekend. i jak na złość - 10 sierpnia padał deszcz, choć na wszelkie możliwe sposoby próbowałam go zaklinać, by nie spadł. była panika, była pochmurna mina na buzi - idealnie pasująca do chmurnego nieba. wszystko po to, by po dwóch godzinach być już w gdańskiej kawiarni Pies i Róża i w pośpiechu ustawiać stoliki i doniczki ziół na parapecie.

czwartek, 1 sierpnia 2013

bukiet z malin albo nektarynki i sezamowe tahini

rano na targu czuję się jak dziecko w wesołym miasteczku. zaglądam na stragany, wymyślam sobie co zrobię z moreli, co z borówek, z czym zjem ostatnie truskawki. nie mogę się zdecydować czy kupić maliny czy słodkie korale czereśni. ale w kwestii owoców nic się u mnie nie zmienia - najbardziej lubię surowe. dla tego ciasta robię wyjątek i zapiekam je pod słodką kruszonką. jest pyszne, piekłam je już trzy razy w różnych owocowych kombinacjach i nie mam dość!

środa, 24 lipca 2013

sałata z czereśniami i czosnek z miodem

spotkałyśmy się przed południem, zapomniałyśmy kupić owoce do ciasta i uciekłyśmy do domu przed deszczowymi chmurami. dzień bez słońca wymagał dużego kubka pysznej kawy z łyżeczką brązowego cukru i czegoś kolorowego na naszych talerzach. orzechy chrupały, miodowo balsamiczny sos oblepił zieloną i fioletową sałatę, a ostry czosnek świetnie smakował ze słodkimi czereśniami. i tak powstała nasza pyszna sałatka wypełniona po brzegi słońcem.

poniedziałek, 22 lipca 2013

lemoniada z miodem i rozmarynem

do lubienia są dni, gdy lepki upał i słońce przyklejone do ramion i piegowatych policzków. pół litra wody schowane do torby to na spacerze zbyt mało, dawno nie noszone baletki okazują się niewygodne, a w brzuchu burczy. dobrze, że wtedy w domu czeka cały pakiet letnich warzyw prosto z pola. skrobiemy ziemniaki, mieszamy startą marchewkę z jogurtem i chrzanem, smażymy kotlety z kabaczka. do tego jeszcze lemoniada! ziołowo cytrynowe orzeźwienie na ósmym pięterku.

środa, 17 lipca 2013

morele i rozmaryn, taka tarte tatin

słoneczne morelowe kule kupuję w niedalekim zieleniaku. sprzedawczyni pakuje mi kilogram do papierowej torebki, ale zapomina wydać reszty. no trudno, to tylko 3zł, a ja też jestem gapą i orientuję się dopiero w domu. piekę ciasto w dzień pełen wrażeń i zmęczenia. słodki karmel z rozmarynem oblepia niepozmywaną patelnię. zjadam kawałek z waniliowymi lodami. chcę jeszcze więcej takich owocowo ziołowych eksperymentów na francuskim cieście.

poniedziałek, 15 lipca 2013

donica z lawendą, idzie nowe!

lawendowa lemoniada z cytryną, ostygnięta herbata w białej filiżance. i pakiet słów o programach graficznych, nie tylko fotograficznych marzeniach i patetycznie nazwanych planach na przyszłość. wracam do układanek ze słów, słodko kwaśnych smaków i pastelowych obrazków. wracam do blogowania, bo mam dużo energii i wiem co z nią robić. mam kilka pysznych zdjęć i wciąż zepsuty komputer. a w chwilach niebycia tu do listy zmian dopisałam nowe gdańskie mieszkanie na ósmym piętrze, z najpiękniejszymi zachodami słońca nad blokami, obronę magisterki i jeszcze coś.

wtorek, 25 czerwca 2013

znowu lody! czyli jak zmroziłam bazylię.

dwa słowa na L, każde po cztery litery: lato i lody. nawet, gdy letni deszcz, gdy kropi i grzmi. ostatnio byłam w mieście, w którym lodziarnie otwarte są nawet o dwudziestej drugiej, a przynajmniej jedna trzecia osób spacerujących późnym wieczorem, niesie w ręku słodki wafelek wypełniony po brzegi. ja spróbowałam lawendowych z rozmarynem i wiśniowych z chilli. bo jestem raczej z tych co monotematycznie wybierają melonowe i śmietankowe w ulubionej lodziarni, ale na wyjeździe lubią nowe i wcześniej nie próbowane. a w domu zrobiłam bazyliowe z limonką. w niedalekich planach, w nowej gdańskiej kuchni zmrożę jeszcze karmel z solą. taka lodowa mania.

czwartek, 13 czerwca 2013

z truskawkami na balkonie

zimne koktajle na balkonie, rozgniecione widelcem truskawki z jogurtem i okruchami cukru, tak jak kiedyś! komiksy czytane na miękkiej pufie w gdańskiej bibliotece i ciężka od książek zabranych do domu torba. pudełko z marzeniami otwarte, pora zacząć je spełniać i porzucić niewiarę i nieudasię.

poniedziałek, 10 czerwca 2013

czerwcowy dżem rabarbarowy

co roku, mniej więcej w 1/3 miesiąca zastanawiam się za co tak lubię czerwiec. rok temu (tu) o tej porze szukałam snów pod poduszką w gdańskim pokoju, a dziś puszczam bańki mydlane na sopockim balkonie. czerwiec jest fajny, bo urodzinowy. z pudełkiem słodkich słów i czekoladek zostawionych na łóżku. to małe podróże, kanapki z dżemem z rabarbaru, kolejne rozdziały magisterki, lody bazyliowe w zamrażarce, starówka nocą i gdy zaczyna świtać, powroty zaspaną skmką. szósty miesiąc do lubienia.

środa, 5 czerwca 2013

najlepsze lody jadłam w..

gdy dzień zaczyna się o 4:07 wyrywającym z łóżka budzikiem, a sen trwał niewiele ponad trzy godziny, to tylko bilet w portfelu i perspektywa pięknego dnia jest w stanie sprawić, że jeszcze w drodze do kuchni po kawę łapię uśmiech, zostawiam zmęczenie pod puchową poduchą i idę w stronę peronu. czekam, jadę, mrużę oczy, prawie się nie gubię, jestem.

wtorek, 28 maja 2013

maliny, magdalenki i lemon curd

maliny lubię bez limitu i bez opamiętania. zrywając w ogrodzie jedna trafia do koszyka, druga do buzi. a te co się uchowają mrożą się i zapiekają w babeczkach zimą i wiosną i wczoraj i dziś (zostało jeszcze odrobinę na "pojutrze"). sok z cytrusów mogę pić prawie bez grymasu na buzi, chociaż kwaśśśny jest okrutnie. dla mnie cytryny + maliny to duet w sam raz do lubienia. te magdalenki smakują jak ciastka z dzieciństwa, które pakowane były w przezroczyste szeleszczące papierki.. tylko są jeszcze lepsze, bo nadziane i z różową kropką malin!

wtorek, 7 maja 2013

czekoladowy faworyt zlepiony orzechowym masłem

to są ciastka, które się piecze, aby osłodzić Komuś dzień. kuchnia jest wtedy przyjemnie oblepiona zapachem czekolady, a otwarty słoik masła orzechowego aż kusi aby skraść choć trochę na czubku łyżeczki i wsadzić do buzi, gdy nikt nie patrzy. to są ciastka, które mają nieprzyzwoicie dużo kalorii i pewnie przez to są takie pyszne. ale nie ma się co martwić w nadmiarze - jedno wystarczy, by zaspokoić słodki głód. chyba, że jest się bardzo czekolubną osobą - wtedy ciastka zjada się dwa. i od razu dzień jest jakiś lepszy.

wtorek, 30 kwietnia 2013

kwiecień z koszykiem jabłek i piękna szarlotka

o poranku termometr na naszym balkonie pokazuje prawie +50 stopni Celsjusza. szaleństwo! pościelowe godziny są coraz krótsze, bo szkoda czasu na sen, gdy wieczory cieplejsze i gdy poranki z przytulnym słońcem wkradającym się przez prążkowane żółte zasłony.

niedziela, 21 kwietnia 2013

owocowe smoothie w burym kolorze

poranek wyrwany dźwiękiem telefonu z nudnych snów. dobre poranki zaczynają się od ładnych słów, później jest kawa i pyszne śniadanie - jeśli dźwięk blendera nie zbudzi tych, którzy w domu jeszcze śpią, to może być owocowe smoothie. napakowane tym co dobre. wypite przez kolorową słomkę. idealnie pasujące do wiosennego poranka z bukietem stokrotek. z najmniejszym bukietem świata mieszczącym się w kieliszku! (:

sobota, 13 kwietnia 2013

ciastko z maliną i inne szczęścia wiosenne

szczęście smakuje malinami. jest cynamonową kawą w tekturowym kubku wypijaną w czasie gdańskiego spaceru. i zapachem grzanego wina z kawałkami pomarańczy. nie trzeba mówić w nadmiarze, wystarczy czuć. intensywnie. widzieć każde nieśmiałe uniesienie kącików ust ku górze. szczęście jest słoikiem pełnym karteczek ze słowami i bukietem tulipanów. i kiedy ja mówię, że moje i Twoje, to Ty nazywasz to Naszym. wtedy jest szczęście.

niedziela, 7 kwietnia 2013

x3: gumy cynamonowe, alergiczne kakao i kruche serce

ostatnio los podarował mi uczulenie na kakao i czekoladę, taki psikus! nie smucę się tym jednak w nadmiarze, w sumie to prawie wcale się nie smucę, bo ten sam los wynalazł dla mnie doskonały zamiennik i sypie tak nim w moją stronę. sypie okruszkami radości, takimi ładnymi i lepszymi od czekolady (nawet takiej ekskluzywnej o zawartości 85% kakao). dostaję też wiadomości od wróżki, taki spam, ale czasem można się uśmiechnąć, tylko skąd ona u licha ma mój numer telefonu i wie co dzieje się w moim życiu?!

poniedziałek, 25 marca 2013

pascha ulubiona. pomarańcze z morelami.

jeśli miałabym opowiedzieć w ładnych słowach o moim ulubionym deserze, to pewnie byłaby to pascha. niby nic - twaróg i suszone owoce zawinięte w ścierkę, a jednak. w mojej kuchni powstaje raz w roku, jest wyczekana i najpyszniejsza. ze świeżą skórką z pomarańczy, odświętna. jeśli jeszcze nie próbowaliście.. zapewniam, że warto!

czwartek, 21 marca 2013

pomarańczowe odczarowywanie z Sycylii

przez wydłużającą się w nieskończoność zimę mam niedobór witaminy C i B i pewnie całej reszty witaminowego alfabetu. magnez wyniszczony przez hektolitry wypitej każdego ranka kawy. i brak witamin słonecznych. jestem marudna i monotematyczna, jak wszyscy wokół. a to z tęsknoty. zamiast śniegu przyklejającego się do policzków - wolałabym trzy jaskrawe promyki grzejące nos. zamiast czekania i smutku - garstkę miłości. teraz.

niedziela, 17 marca 2013

na okrągło: kokosowe z morelami i pomarańczą


miasto wciąż pokryte warstwą śnieżnego cukru pudru. buty niebezpiecznie ślizgają się po resztkach lodu przyklejonych do chodnika. ta zima jest nieznośnie długa i poniewierająca. i czasem ilość nagromadzonego smutku na metr kwadratowy bywa zbyt wielka. nie trzeba go podlewać, a on rośnie. biała czekolada i białe kokosowe wiórki - są bardzo kompatybilne z białą porą roku. do tego jeszcze morele, migdały i pachnące pomarańczowe skrawki. a jak za cztery dni zrobi się wiosna, to ja też poszukam kolorów. Ktoś mówi, że "każde 60 sekund smutku, to minuta radości, której nie odzyskasz", no to już wystarczy!

sobota, 9 marca 2013

jeszcze lepsze ciasto marchewkowe? tak!

wydawało mi się, że znalazłam marchewkowy ideał, ale znalazł się też Ktoś, kto może i nie zepchnął go bezczelnie z podium, ale upiekł marchewkowe tak dobre, że aż byłam zła, że tak można! szybko mi jednak ta złość przeszła, gdy spróbowałam okruszki i jeszcze dostałam kawałek na wynos wychodząc z domu Ktosia. marchewkami miło jest się dzielić. i nie wiem czy trzeba mocno do nich zachęcać, ale jeśli ktoś lubi cynamon, to powinien pójść teraz w stronę kuchni i sprawdzić czy ma w niej wszystkie składniki z poniższej rozpiski i piec!

niedziela, 3 marca 2013

lekarstwo na dziś: trzykolorowa czekolada na patyku

wczoraj wieczorem pomyślałam sobie, że lekarstwo na smutek koniecznie potrzebne, na niepewność. najlepiej o działaniu natychmiastowym. do rozpuszczenia w szklance zimnej wody albo do połknięcia. bo kiedy stoję pośrodku miasta i mam ochotę się rozryczeć, to powstrzymuje mnie tylko widok spływającego po monotonnie bladych policzkach tuszu do rzęs. każdemu się czasem zdarza, prawda? że trzeba odpocząć, przeczekać. z kubkiem kakao lub czekolady. uciec na trochę, wyłączyć telefon i myślenie, iść na nieprzyzwoicie długi spacer. na odczarowanie złego - jest czekolada na patyku. do schowania w kubku ciepłego mleka, roztopienia, wypicia, rozszczęśliwienia. jeśli tylko da się.

sobota, 2 marca 2013

nasze kuchenne czary w restauracji

dzień, gdy budzik dzwoni przed siódmą. normalnie najpewniej byłabym niepocieszona. w pośpiechu kawa, aparat do torebki, na dworze chyba -10, wybiegam bez śniadania. a później dokładnie dziewięć godzin smakowania, siekania, doprawiania, rozmawiania. (u)śmiechów i przyjemności. to moje pierwsze warsztaty, pierwszy wypatroszony pstrąg i pierwsza zjedzona krewetka. pyszny marchewkowy flan z sokiem z cytrusów i tarta na spodzie z kuskusu, ryby na kilka niebanalnych sposobów. a na deser kajmak i kasztanowy mus.

niedziela, 24 lutego 2013

2 łyżki mąki i kajmak, te najsłodsze

są chwile entuzjastycznych uścisków, gdy chciałoby się bardzo głośno krzyknąć z radości. bardzo by się chciało. są wydłużające się chwile tęsknienia i czekania. niecierpliwe i smutne nie tylko w jednej trzeciej, ale w 3/4. uśmiechasz się i złościsz. na mnie. czasem jest gorzko, a później znów ciepło z odrobiną lodów na najsłodszych babeczkach świata.

piątek, 22 lutego 2013

gruszka czy pietruszka? obie!

już byłam pewna, że otworzę pudełko ze smutkiem, że będzie tam kilka lekkich łez, kilka kul śniegu ciskanych ze złością o chodnik. ale okazało się, że w pudełku był czyjś ciepły uśmiech, grzane wino i śnieg na chodnikach, bez złości. kiedy chciałam otworzyć pudełko ze spokojem, okazało się, że on tam owszem jest, ale przykleił się do niego również niepokój. spokój i niepokój? bzdura. lepiej ugotuję zupę zamiast otwierać te pudełka. krem z pietruszek i gruszki brzmi ładnie, smakuje też. ciepła zupa co ogrzeje smutne od zbyt długiej zimy myśli. a ja wciąż będę wierzyć, że w pudełku "radość" jest radość. i ani grama rozczarowania.

niedziela, 17 lutego 2013

ja, Ona, kakao i księżyce. historia prawdziwa.

poznałyśmy się 128 dni temu. podeszła i zapytała czy to ja, a ja nie spodziewałam się Jej spotkać. okazało się, że magia istnieje nie tylko w internecie. był piernik krojony łyżką w hotelowym pokoju, był Gdańsk nocą, kawa, słowa, których wciąż za mało. była też walizka i nadrukowana na bilecie godzina pociągu. i znów setki kilometrów za daleko. kiedy pewnego wieczoru rozmawiałyśmy o pieczeniu, w odległych o setki kilometrów kuchniach, w dwóch różnych piekarnikach i dwóch różnych ciepłych Domach - napisała o tureckich księżycach, które dawniej piekła Jej Babcia Paulina. moja Babcia też miała tak na imię! to był dobry znak. nie mogłam się doczekać. później słodkie myśli oblepiły Nasz wspólny poranek, zupełnie jak słodki lukier nasze pełne kakao ciastka z rumem.

niedziela, 10 lutego 2013

mam najlepszą porcję czekollllllady!


rozsypane kakao brudzi palce i kuchenny blat, ale nie mam mu tego za złe. przecież każdemu się czasem zdarzy rozhulać za mocno albo zrobić jakąś głupotę. kakao dziś jeszcze mi się przyda. zanim pójdę spać zrobię trufle: słodkie kule z czekolady oblepione cukrem pudrem. dzięki rozkosznemu zapachowi znów nie będę mogła zasnąć, ale nie okażę się wstrętnym łakomczuchem i nie zjem ani jednej. to słodki podarek. na drugi dzień schowam je do pudełka, którego już nie będę miała czasu ładnie ozdobić. i dam je Komuś i Ktoś się uśmiechnie i zjadając pierwszy rządek powie: o, jest jeszcze drugie dno! dokładnie tak było. przedwczoraj.

środa, 6 lutego 2013

to co mnie ostatnio uśmiecha, niekoniecznie wzrusza

 
w mieście: ciepłe rękawiczki, długi spacer i pudełko czekoladek, polecam. miesiąc temu rozpoczął się mój 5ty rok blogowania. czy to wystarczający powód, bym mogła się cieszyć? chyba tak. ale prócz tego jest jeszcze kilka skrawków codzienności, które po wrzuceniu do jednego worka sprawiają, że dobre chwile piętrzą się niczym stosik książek do przeczytania. a czarne plamy smutku da się zamalować olejną farbą albo uśmiechami ludzi. czasem tylko jakieś prześwity albo tynk odpadnie, wtedy trzeba malować na nowo. ale i tak jest bardzo ok.

wtorek, 29 stycznia 2013

kokosowy krem, tylko ten!


w śnieżne popołudnia, gdy za oknem już ciemno, można usmażyć cały talerz naleśników i smarować je tym kremem. można podarować go komuś w prezencie (co sama uczyniłam i co bardzo polecam, bo przyjemnie jest robić dla kogoś słodkie podarki). można go wyjadać łyżką ze słoika, przełożyć nim ciastka albo zjadać grube kromki chleba z grubą warstwą kokosa i.. w zasadzie, to nie wymyśliłam co jeszcze. ale pasuje do tych ujemnych temperatur, które skutecznie zdają się wymrażać smutki. dobrze mieć taki słoik w lodówce na nastrój pod tytułem 'brakuje mi słodkiego i endorfin, potrzebuję dziś miliona kalorii', ale nie tylko na ten.

sobota, 19 stycznia 2013

ta tarta jest pyszna i ma kruszonkę

zimowy wieczór nad morzem to opustoszała i wyjątkowo ładna przestrzeń. miejsca, które latem były upchane kiczowatymi straganami, a teraz niczym skute lodem. spacerujesz prawie w nieskończoność, a wracając do domu wyrzucasz do śmieci ostatnią na dziś smutną myśl. uciekasz nie wiedząc jak daleko trzeba być, by zniknęły wszystkie niewypowiedziane słowa. ale myślisz sobie, że przecież nie jest tak źle, że uśmiechając się pod nosem niczego nie udajesz. tego dnia imbirowa herbata nie rozgrzewa, ale ustawiony na 180 stopni piekarnik i domowe ciasto - owszem. więc pieczesz. a później, gdy nikt nie patrzy, to nawet mimo nieprzyzwoicie późnej pory skubiesz kawałek ciepłej kruszonki, bo przecież trudno byłoby wyczekać do rana. później kończy się dzień i zasypiasz. w oparach słodkiego zapachu cukru i masła, który oblepił każdy kawałek mieszkania. a jutro jest wyczekane.

poniedziałek, 14 stycznia 2013

kostki lodu albo kostki cukru

śnieg jest jak dobre chwile. sypie z nieba, mieni się niczym okruchy brokatu w wieczornym świetle latarni i skrzypi pod butami. przykleja się do zmarzniętych policzków, otula ciepłym szalikiem i ochronnym balsamem na ustach. a później się topi niczym szara breja w odwilży. później znów pada, znów cieszy, znów zasmuca. sinusoida, karuzela, góra - dół. czasem jest bardziej niż trudno, głos drży i jakaś łza zgubiona. i chciałoby się, by ktoś mimo protestów zabrał na spacer nocą, rozśmieszył, ulepił bałwana, ugotował coś dobrego. albo wrzucił kostkę cukru do herbaty, choć przecież doskonale wie, że nie słodzę.