maliny lubię bez limitu i bez opamiętania. zrywając w ogrodzie jedna trafia do koszyka, druga do buzi. a te co się uchowają mrożą się i zapiekają w babeczkach zimą i wiosną i wczoraj i dziś (zostało jeszcze odrobinę na "pojutrze"). sok z cytrusów mogę pić prawie bez grymasu na buzi, chociaż kwaśśśny jest okrutnie. dla mnie cytryny + maliny to duet w sam raz do lubienia. te magdalenki smakują jak ciastka z dzieciństwa, które pakowane były w przezroczyste szeleszczące papierki.. tylko są jeszcze lepsze, bo nadziane i z różową kropką malin!